utworzone przez admin | sty 6, 2015 | Relacje z tras biegowych/ foty
Już za kilka dni nasz towarzyski bieg Norafwintertrail – będzie urodzinowo – będzie wesoło.
Choć pogoda (z prognoz) zapowiada się nienajlepsza – mam zamiar się dobrze bawić:)
Wczoraj pani Justyna za Starostwa Powiatowego w Limanowej podpowiedziała mi że na necie jest ostatnio przygotowana panorama trasy biegowej – i oto ona:
http://powiatlimanowski.wkraj.pl/#/73301/330,-5
Warto oglądnąć -myślę, że ten projekt przekona wiele osób do tego by przyjechać i albo pobiegać, albo przejść się wokół Mogielicy:)
utworzone przez admin | gru 25, 2014 | Relacje z tras biegowych/ foty
Święta w Gołkowicach = Przehyba kilka razy.
Dziś miał być dłuższy bieg.
Postanowilismy pobiec na Przehybę żółtym szlakiem, który zaczyna się w Łącku, ale dołączyliśmy do niego na Okrąglicy – dokąd nasz skodziasty Rumak nas przywiózł.
Żółty szlak prowadzi przez Dzwnkówkę do Szczawnicy…
A po drodze mieliśmy takie widoki:
Trasa przepiękna widokowo – choć trochę zryta przez ciągniki i samochody zwożące drewno…
Bieg spokojny, lekki… do momentu, kiedy moja kostka na Przysłopiu postanowiła po raz kolejny w tym roku się skręcić. Nienawidze tego – tego bólu chwilowego.
Oczywiście rozchodziłam – ale do tej pory boli.
Z Dzwonkówki czerwony szlak… oj pamiętam każdy odcinek tego szlaku – daje w dupę totalnie – zwłaszcza podejście pod Skałkę.
Ale za to na końcu trasy …bajkowo:)
I jedzonko na Przehybie musi być:) Świąteczna kawka, szarlotka (Benika – trochę mu ukradłam) – i grzane piwko:):)
Droga powrotna – żółty szlak na Stary Sącz…tu dołączyła do nas Ela, która z Edim weszła na Przehybę od szlabanu.
Wyszło 29 km – co jest niezłym wynikiem po wczorajszym wigilijnym obżarstwie:)
utworzone przez admin | gru 24, 2014 | Relacje z tras biegowych/ foty
Pobudka o 5:30 – to dla mnie nie taka łatwa sprawa.
Ale dziś nawet nie było tak źle.
Szybkie mini-śniadanie i z Benikiem jedziemy pod szlaban w Gaboniu.
Spokojnym trichtem biegniemy na wschód słońca na Przehybie.
Ciepło jak na grudzień – termometr w samochodzie po 6 rano pokazywał 9C.
W niecałą godzinkę dobiegliśmy na Przehybę i zaczynało świtać….
Kolory przepiekne…
Benik szlifuje formę przed wyprawą na Aconcaguę.
Jutro tu pewnie też zawitam – choć już nie o poranku i na dłuższą przebieżkę.
Planowana część trasy Niepokornego Mnicha:)
utworzone przez admin | gru 22, 2014 | Relacje z tras biegowych/ foty
Przepiękna trasa – poza trasą…. Rycerka Górna – Rajcza
Zielony szlak
…. w stronę Słowacji-od Kycory – szlak niebsieki, który się szybko urywa i …. nie ma go…. potem – na przełaj -przez chaszcze i drzewa – ostro w dół…. potem – trochę stopa, trochę zilonego szlagu i grzęźnięcia w błoto-śniegu, potem… Przysłop (prawie w domu:) ) – potem ….. w dół …. i chłopaki z ciepłaym i nagrzanym samochodem.
Nowe preżycia – nowe doświadeczniea – nowe miejsca na bieganie
Jedno wiem – przyjadę tu na wiosnę:) Nie na jeden a na kilka dni – trasy świetne:)
Zero ludzi – prawdziwy relaks biegowy:)
utworzone przez admin | gru 15, 2014 | Relacje z tras biegowych/ foty
Czasami się zastanawiam nad tym, dlaczego tak się dzieje, że człowiek pobiegał, poćwiczył, jest zrypany fizycznie i już zaczyna myśleć o tym, gdzie jechać następnym razem, kiedy i ile przebiec…
Tak było na biegach typu maraton. Przybiegając na metę myślałam, że w najbliższym czasie odpuszczam, olewam – że po prostu mam już tego dość. Wystarczyło kilka godzin i takie oto rozmyślania się pojawiały: a może pobiegnę w tym biegu, albo w tym…
Tym razem tak było w środę. Pojechaliśmy do Wisły – trochę pobiegaliśmy, trochę czasu nam zajęło spotkanie biznesowe bandy Newline – i oglądanie przyszłorocznej,naprawdę świetnej kolekcji.
Pogoda była cudowna, trasa też ale było mi mało – dlatego postanowiłam jechać na weekend do Chochołowa. Od prawie roku swój oensjonat prowadzi tam znajomy rodziny, dlatego – była to dodatkowa mobilizacja.
Wyjechałam w sobotę ok 8:30 z Krakowa i już przed 11 byłam na miejscu. Zostawiłam w pensjonacie rzeczy, przebrałam się i pobiegłam.
Jaki był plan? Brak planu. Miałam mape okolicy – a, że Pan Staszek właściciel lokalu powiedział, że jest tu bardzo dużo fajnych dróg – to postanowiłam nie tracić czasu na szukanie szlaku… sam się znalazł.
Wybiegłam z Chochołowa w stronę przejścia granicznego ze Słowacją i tam skręciłam w lewo.
Wybiegłam sobie na górkę, gdzie był przekaźnik – i już wiedziałam, że mój wyjazd był jedną z najlepszych decyzji jakie ostatnio podjęłam. Świetna pogoda, świetna przejżystość, świetne widoki… a trasy… były drogi, ścieżki…
Z jednej strony Tarty, z drugiej strony Babia góra…
Biegłam sobie, szłam… czułam tą radość, którą powinno dawać bieganie codziennie.
Bez zegarka, bez pomiaru tętna – nie jako trening, a jako rekreacja i relaks…
Relaks nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny… pięknie…
W końcu jakimś trafem (chyba już nad Witowem) dotarłam do, według mnie, albo starego, albo tak zaniedmabengo żółtego szlaku wzdółż granicy, który był ledwo widoczny. Nie wiem, czy jest to ten sam szlak, który biegnie z Magury Witowskiej do Oravicy – ale był. BYł, albo raczje pojawił się w kilku miejscach i zniknął.
Przy stacji wyciągu Witów – postanowiłam siąść sobie pod drzewem i trochę się… poopalać:)
Piękne słońce – ciepło… a co tam:)
Powrót równie pięknymi trasami:
A wieczorem – kąpiel w termach Oravicy…
Na niedzielę pogoda zapowiadała się również fajna. Wieczorem w sobotę obmyśliłam trasę:
Czarny szlak z Witowa przez Płaziska, Pałkówkę do Gubałówki.
Niedzielny poranek przywitał mnie rzeźkim chłodem… więc już nie biegłam w cienkiej bluzie jak dzień wcześniej, a ubrałam kurtkę i czapkę. Rękawiczki na początek obowiązkowo.
Ten czarny szlak od samego początku mnie wkurzał… po pierwsze rzadko były znaki, po drugie – dziwnie szła trasa… po trzecie – w jednym miejscu skręt w prawo, i natej samej drodze za kilkanaście metrów kolejny skręt w prawo… w sensie – 1 droga – i 2 szlaki czarne – 2 drogi…jakoś dziwnie.
Trochę biegałm za szlakiem, gdy był słabo widoczny biegałm dróżkami… a w końcu szlak gdzieś zniknął…
Ale to jeszcze nic – najlepszy był moment – gdy w drodze powrotnej (oczywiście na Gubałówkę nie dotarłam – bo mnie szlak trafiał ze szlakiem i postanowiłam skrócić trasę – zwłaszcza, że planowana byla jeszcze jedna z moją mamą, która, przygotowuje się do Rzeźnikcza).
Cześć trasy była niestety bardzo rozkopana, część trasy zamarznięta…
Część trasy w śniegu…
Powrót był lepszy… jakimś dziwnym zbiegiem… napweno nie okoliczności – dotarłam do szlaku, który zgubiłam wcześniej…
Biegłam jakiś czas do momentu kiedy szlak wprowadza nas do prywatnego gospodarstwa i na teren prywatny… zgłupiałam… postanowiłam pobiec nad domem ścieżką…i po kolejnych ok 300-400 metrów znalazłam przerwany szlak… dziwne to wszystko…
Mogłaby być całkiem fajna trasa – ale widać, że i PTTK i nadleśnictwo nie dbają w ogóle o to, by szlak był zadbany – a szkoda, bo mogłoby to przyciągnąć większą ilość turystów do Chochołowa i Witowa, zwłaszcza, że byłby to świetny dodatek do budowanej w Chochołoie Termy, i trasy rowerowej prowadzącej z Nowego Targu.
Na trasie czarnego szlaku były natomiast takie cudeńka:
Trasa – może 15 km, może troszkę mniej – na poranną rozgrzewkę całkiem nieźle.
Koło 11 przyjechali moi rodzice z babcią – w końcu odwiedzić znajomego – więc moja mama również pobiegała ze mną, na II część bieganie.
Tym razem postanowiłam zobaczyć jak będzie wyglądał czarny szlak z drugiej strony Witowa – w kierunku na Magurę Witowską. Tu już było dobrze.
Trasa nie była piękna, jak ta z rana czy soboty, ale treningowo – super. Nie było bardzo cieżkich podbiegów, dobre podłoże – do trenowania świetnie:)
Żeby nie wracać tą samą drogą postanowiłam, że pobiegniemy ścieżką, która powinna nas według mapy zaprowadzić do większej drogi poniżej a później do samego Witowa, gdzie zostawiłyśmy samochód.
Takie oto widoki miałyśmy po drodze- owca zagryziona przez wilka – wyjezdzone całe mięso pozostawione tylko futro… masakra… Widać było, jak wilk ciągnął owcę po śniegu…
A popołudniu dłużesz „moczenie” w termalnych wodach Oravicy – stare baseny to mają jendak klimat:)
Cóż tu dużo mówić -fajny weekend:)
utworzone przez admin | lip 30, 2014 | Relacje z tras biegowych/ foty
Nałóg bieganie jest coraz większy:)
Ostatnia niedzielna wyprawa w Tatry Słowackie ropaliła we mnie jeszcze większą chęć łażenio-biegania po górach. Szlak zielony z Jaworzyny tatrzańśkiej Doliną Jaworzyny jest przepiękny. Idealna trasa biegowe, pod koniec zaczyna się wprawdzie już konkretne skalne podejście – ale trening niesamowity – zwłaszcza, gdy cisza i spokój wokół:)
I tak po poniedziałkowym lenistwie – tylko krótka wyprawa rowerowa, postanowiłam we wtorek pojechać sobie w Beskid Wyspowy.
Ćwilin… jeszcze nigdy tam nie byłam – a to przecież góra – sąsiadka naszego Łopienia, który jest jednym dwóch głównych bohaterów naszego biegu #Noraftrail.
Trasa zaczyna się w Mszanie tuż za mostem na Mszance w stronę Limanowej – skręt w ulice – Zielona – żółty szlak.
Szlak bardzo przyjemny – choć na poczatku miałam małe problemy z odnalezieniem go wśród łąk i pól.
Widoki od początku trasy przepiekne…
Cisza, spokój… i piękno… W czasie całej mej wyprawy – spotkałam 4 osoby na trasie – z czego dwójka to lokalni grzybiarze z koszami pełnymi prawdziwków i kozaków.
Oj było trochę grzybów po drodze – oczywiscie, znalazły się też one w moim plecaku biegowym, który mimo, że wygląda na mały mieści dość sporo:)
A pierwszymi turystami jakich spotkałam były barany:)
Lecąc tak do przodu – zabładziłam… i juz miałam wrcać, bo moja kostka znowu się przekręciła boleśnie i stwierdziłam, że chyba dam jej odpocząć – ale…
Powolutku – dobiegłam/domaszerowałam do szczytu. I chyba Ćwilin pobił Mogielicę.
Szczyt jest pzrepiękny:) Można sobie siąść na ławce – rozłożyć piknik i miło spędzać czas – mając przed sobą przepiękne widoki na kolejne wzniesienia Beskidu Wyspowego i Gorców:)
Niestety na szczycie znalazłam sporo śmieci, co pewnie pozostało po niezłej libacji – puszki po piwie, papierki – generalnie świeże śmieci. SZOK!!! Chamówa ludzka nie zna granic:(:(
Pleżałam chwilę ciesząc się słońcem i wdychając świeże powietrze i postanowiłam, że wkrótce tu wrócę:) Cudowne miejsce…
Po drodze natrafiłam na „pyszny deser witaminowy” – dojrzałe czernice – mniam…:)
Oczywiście oprócz witamonowego deseru w połowie trasy – rewelacyjny baton energetyczny Agisko – dodał sił:) W sumie – moze i nie dodał, ale jest cholernie smaczny:):)
A tak poza tym, to już wiem, że ta góra w kolejnym biegu Noraftrail – będzie odgrywała istotną rolę:):)
Najnowsze komentarze