„Żebyście się nie posrali z tymi bsbelkami” – Aktywne dzieciństwo – dlaczego warto promować aktywny tryb życia dziecka

„Żebyście się nie posrali z tymi bsbelkami” – Aktywne dzieciństwo – dlaczego warto promować aktywny tryb życia dziecka

Do napisania tej notatki zmobilizował mnie jeden z komentarzy pod funpagem na Facebooku, który utworzyłam, by pokazać innym rodzicom i dzieciom, że aktywny tryb życia dziecka to coś fajnego. To coś co pozwoli w przyszłości dziecku mniej spędzać czasu przed komputerem czy telefonem, co pozwoli dziecku poprawniej rozwijać się nie tylko fizycznie ale i umysłowo.

Nie jestem znawcą, naukowcem – piszę z doświadczenia swojego dzieciństwa i tego, że sport, aktywna turystyka były u mnie odkąd pamiętam i z doświadczenia jakiego nabieram przy moim dość aktywnym synu Mateuszu.

Wrzucając filmik z treningu młodego (zjazdy na nartach biegowych) chciałam pokazać, że się da, że mały 4-latek jest w stanie chodzić na treningi, biegać na nartach, nie zawsze poprawnie, ale cieszyć się tym i bawić.

Że wystarczy chcieć i można coś fajnego zrobić…

„Żebyście się nie posrali tymi bsbelkami ” napisał Pan (który boi się nawet zdjęcia swojego  pokazać, i komentarz z literówką  -wysilił się chłop ;)).

Zastanawia mnie jedno, Funpage mojego syna nazywa się Mati -aktywne dzieciństwo, więc chyba logiczne, że będą tu wrzucane posty dotyczące jego aktywności i mobilizacji do aktywności, więc po kiego licha ktoś, kogo to nie dotyczy ani nie interesuje wypowiada się na temat sportu dzieci i aktywności? Czy aż tacy znudzeni są Ci nasi maniacy internetu, że wchodzą na profile, które ich nie dotyczą i bawią się w komentowanie? Mi by szkoda było czasu…

Mam nadzieję, że część z Was, która jest tu świadomie będzie wspierać młodych i aktywnych dzieciaków by gdzieś tam kiedyś w życiu słysząc takie debilne komentarze, bądź podobne głupie teksty miała je daleko i głęboko. A ja będą pokazywać zarówno swoje treningi czy aktywności jak i aktywności mojego syna.

Uważam, że mobilizacja sportowa, jest potrzebna wielu osobom, że takie posty mogą zachęcić do tego, by wstać sprzed telewizora czy komputera i działać na świeżym powietrzu czy to na nartach, czy trekkingowo, czy biegowo czy jeszcze uprawiając inny sport.

Aktywność mobilizuje, a zatem miłego końca tygodnia i miłego aktywnego weekendu.

PS. Oczywiście, komentarz został skasowany, nie promujemy głupoty.

#aktywnedziecko #matiaktywnedzieciństwo #maniabiegania

 

 

 

 

Wycieczka biegowa -Wilczy Dół (Posadowa) -Krynica niebieskim szlakiem

Wycieczka biegowa -Wilczy Dół (Posadowa) -Krynica niebieskim szlakiem

Przeprowadzka do Krużlowej sprawiła, że zaczynam poznawać nowe fajne miejsca biegowe. Co jakiś czas będę wrzucała wycieczkę z dokładniejszym opisem, może ktoś z Was kiedyś będzie chciał przebiec trasami, które odkrywam.

Dzisiaj postanowiliśmy przebiec z przełęczy pomiędzy górami, które widzimy z okna (Jodłowa Góra i Rosochatka -Beskid Niski) niebieskim szlakiem w  kierunku Krynicy Zdrój.

Z przełęczy Wilczy Dół -pobiegliśmy w kierunku Rosochatki, z której po zbiegu ponad 4 km ciągnął się asfalt zanim weszliśmy w las by podążać w kierunku kolejnego szczytu jakim była góra -Jaworze. Generalnie asfalt nie jest dla mnie problemem i ostatnio sporo biegam po asfalcie, ale dzisiaj w temperaturze 30C w cieniu był to już problem.

W Ptaszkowej za kościołem niebieski szlak skręca w prawo i tak oto ponownie po kilkuset metrach znaleźliśmy się w lesie, gdzie bardzo przyjemnymi ścieżkami dotarliśmy do wieży widokowej na Jaworzu.

A stamtąd  rozciągają się cudne widoki ::)

Z Jaworza w totalnym skwarze podążyliśmy w kierunku Kamiannej. Tu podejście pod wyciąg dało mocno w kość.

Stamtąd niebieskim szlakiem do drogi asfaltowej, skąd ostatnie 6 km trzeba było dostać się drogą asfaltową.

Za nami ok 31 km – i świetne widoki. Do tego trasy bez tłumów, na całej trasie spotkaliśmy ok 10 osób.

Planowaliśmy wrócić do Ptaszkowej pociągiem, ale czas przejazdu z Krynicy do Ptaszkowej, który trwał prawie 3 godziny nas przestraszył. Niemniej jednak jeżeli ktoś ma czas i lubi takie wycieczki – to warto podjechać samochodem do Ptaszkowej i wrócić pociągiem, który jedzie po przepięknej trasie.

Pozdrawiamy

Aga & Mike

#running #bieganie #beskidniski

 

„Mrówczana” trasa na Szpilówkę  – Pogórze Wiśnickie #wędrujączdzieckiem

„Mrówczana” trasa na Szpilówkę – Pogórze Wiśnickie #wędrujączdzieckiem

Pogórze Wiśnickie to teren, który pomimo, iż jest najbliżej Krakowa jest jednym z najmniej znanych przeze mnie terenów górzystych w okolicy.

Postanowiłam to zmienić:)

Poznawanie tego terenu postanowiłam rozpocząć od wędrówki po częsci zielonego szlaku: Czchów- Rajbrot.

Trasa nie była długa bo w nosidełku był z nami 6,5 miesięczny Mateusz, który lubi wędrówki. Trasa nadaje się na wędrówki z dzieckiem w nosidełku ergonomicznym lub nosidełku turystycznym, nie nadaje się na spacery z wózkiem!!!

Start trasy – Tymowa Górna – tuż przy drodze z Tymowej do Iwkowej. Obok wejścia na szlak jadąc z Tymowej do Iwkowej po lewej stronie przygotowany został całkiem spory parking.

Start na wysokości – 377 m.n.p.m. – najwyższy punkt Szpilówka – 516 m.n.p.m.

Początek trasy to krótkie podejście bardzo przyjemną drogą leśną. Zieleń liści w połączeniu z brązowym i ciemnym szarym kolorem drzew robią niesamowite wrażenie. Pierwsza „górka” na trasie – to Bukowiec i znajduje się na 475 m.n.p.m.

Później aleją, gdzie po bokach co chwilę widzimy mrowiska docieramy na Szpilówkę i całkiem wysoką wieże widokową.

Widoki z wieży robią niesamowite wrażenie, chociaż pierwszy raz wychodząc na wieżę miałam poczucie leku… może to przez to, że wieża jest wysoka, a pod drugie, że jest dość przestrzennie otwarta. Sobota, to zdecydowanie nie jest dobry dzień na spacery w to miejsce, gdyż tłumy „oblężyły” wieżę i miejsce wokół niej.

Po zejściu z wieży przeszliśmy jeszcze kawałek zielonym szlakiem, mijając po drodze „mrówcze WC”.

Powrót tą samą trasą. Zdecydowanie – następnym razem trzeba będzie przejść całość – Czchów – Rajbrot.

widok z wieży na Szpilówce
Profil trasy na Szpilówkę
Szukając „bezludzia” – Pasierbiecka Góra w Beskidzie Wyspowym.

Szukając „bezludzia” – Pasierbiecka Góra w Beskidzie Wyspowym.

W obecnym czasie, czasie gdy zamknięci w czterech ścianach pokojów, czy mieszkań wariujemy, postanowiliśmy znaleźć dla siebie coś co będzie bezpieczne dla nas i dla innych… znaleźć miejsce, gdzie oprócz przyrody nie dane nam będzie spotkać „człowieka”.

Jakiś czas temu przeglądając zdjęcia znajomej natchnęłam się na jej wyprawę, później okazało się, że to miejsce o którym jej syn Wojtek pisze pracę na konkurs OKAWANGO. Wojtek w swojej pracy opisał kilka fajnych miejsc i zjawisk na górze sąsiadującej z jego domem:)

Przepiękne jeziorko osuwiskowe, oraz ścieżki góry wybraliśmy dzisiaj licząc na samotność – izolację w lesie…. i tak też się stało.

Od miejsca, gdzie zaparkowaliśmy samochód do jeziorka było bardzo blisko, ale było tak pięknie, że każdy krok nas zachwycał, tym bardziej, że pogoda też dopisywała – gdy startowaliśmy było ok 16 C

Jeziorko osuwiskowe

Szybko dotarliśmy do jeziorka… sami zobaczcie…

Ten fragment góry bardzo nam się spodobał i postanowiliśmy pospacerować dłużej, ale nie po drogach, ale po fajniejszych, choć bardziej zarośniętych ścieżkach…

Na koniec trasy dotarliśmy do ruin starego domu, z którego rozciągały się przepiękne widoki, między innymi na Mogielicę…

Zahaczyliśmy również o fragment stoku trasy narciarskiej Laskowa SKI, skąd również rozpościerały się widoki na drugą część Beskidu Wyspowego.

Na koniec przejechalismy na drugą stronę górzy by dotrzeć do źródeł leczniczej wodu ZUBER …

A nasze wycieczki możliwe są dzięki temu, że nas syn dość dobrze „podróżuje” w nosidełkach ergonomicznych – co jest dla nas zbawienne. Tym razem w nosidle Kavka

Wrzucę tu jeszcze małe info o bluzach OKEE, bez których nie wyobrażam sobie okresu karmienia – jednak na wyprawy takie, lub do jakiejkolwiek aktywności fajnie by było, by bluzy te ( i koszulki) były zrobione z dobrze odprowadzającego poliestru, a nie bawełny – bo czułam się dzisiaj w mokrej bluzie jak w dawnych czasach, gdy trenowałam siatkówke w koszulkach bawełnianych – OKEE uwielbiam Was, ale może da się zrobić po jednej bluzie dla aktywnych?

A już w sierpniu zapraszamy w Beskid Wyspowy na nasz bieg – 100 miles of Beskid Wyspowy – gdzie czekać będą na Was 4 dystanse: 10 mil, 40 mil, 60 mil i 100 mil

Słoneczny majowy dzień – Przehyba Trail 15 km

Słoneczny majowy dzień – Przehyba Trail 15 km

Po kilku dołujących deszczowych dniach nastał w końcu fajny słoneczny weekend.
 
w Sobotę pokręciliśmy trochę w Beskidzie Wyspowym – fragmenty do filmu promocyjnego 100 miles of Beskid Wyspowy, a dziś postanowiłam zrobić sobie marszo-bieg sprawdzający trasę Przehyba trail – biegi górskie w Beskidzie Sądeckim 15 km.
 
Dokładnie marszo-bieg wyszedł 50% na 50 % 😉
W górę masz w dół bieg… metoda wielu…a z rosnącym brzuchem, mimo, że jeszcze nie jest duży, robi się ciężej pod górkę.
Start wszystkich dystansów odbywa się w tym samym miejscu – leśniczówka w Gaboniu ( chociaż od zawsze było to dla mnie dziwne, dlaczego to Gaboń a nie Skrudzina – dalej tego podziału administracyjnego dalej nie rozumiem).
Do ok 2,5 km – wszystkie trasy biegną razem, po tym dystansie przed potokiem trasy 30 i 65 skręcają w pierwszą ścieżkę w prawo i lecą w fół, trasa 15 leci kawałek dalej i za potokiem skręca w ścieżkę idącą w dół by po chwili dołączyć się do zielonego szlaku.
Pogoda dzisiaj była dość parna, więc mimo jakiejś kondycji lekko podchodzić w górę wcale nie było. Podobno w tym czasie u kobiet w ciąży zadyszka może pojawiać się nawet przy wejściu po schodach, ale nigdy czegoś takiego nie miałam i teraz gdy się pojawia w podejściu pdo górę – nie jest łatwo.
Podejście do szczytu Przehyby – wcale lekkie nie jest – dlatego wszystkim nie tym ścigającym się – kije. Pomagają.
Pierwszy fragment zielonego szlaku to również fragment trasy dla 30 i 65 km… w pewnym momencie przy słonecznej polanie – szlak zielony ostro idzie w lewo w górę, i tam też biegnie trasa 15 km, a trasy 30 i 65 km odbijają na polane i biegną prostu (zdjęcie powyżej).
Po tym fragmencie niewiele już pozostaje mocnego wspinania….
Szybko ze ścieżki szlak wchodzi na drogę asfaltowa, która prowadzi prawie na szczyt Przehyby. Tuż przed  schrniskiem dla  trasy 15 km, będzie 1 punkt odżywczy z wodą, kola izo i przekąskami.
Później trasa biegnie żółtym szlakiem w kierunku Starego Sącza, gdzie 2,5 km przed metą odbiją od żółtego szlaku na szeroką leśną drogę stokową, którą w tempie Usaina Bolta można dotrzeć do mety.
Dokładna długość trasy 16,7 km – ale może będzie jedna mini zmaian
Pamiętajcie zapisy tylko do 31.05.2019 – www.przehybatrail.pl
Nízkotatranská stíhačka (NTS) nigdy więcej?  Wrócę:)

Nízkotatranská stíhačka (NTS) nigdy więcej? Wrócę:)

„Nigdy więcej” – te słowa wypowiedziałam wpadając na metę, pospałam kilka godzin, wróciłam do Krakowa… i szybko ta perspektywa się zmieniła… a może by tak spróbować za rok złamać te 18 godzin? Przecież tak naprawdę niewiele brakło, bo czymże na takiej  trasie są niecałe 3 godziny?

Nízkotatranská stíhačka (NTS) – to najcięższy z biegów jakie biegłam w swoim życiu. Do tej pory Stihacka była biegiem rozgrywanym w  parach. W tym roku po raz pierwszy start było solo…

 

W tamtym roku po kilku perypetiach upadkowych na trasie i innych przygodach nasz oficjalny czas był na tyle słaby, że przykro było patrzeć. Dzięki organizatorowi Stihacki Lubomirowi i portalowi www.runandtravel.pl dostałam możliwość startu i próby zmierzenia się solo z tą trasą, choć i tak pół dystansu przebiegłam razem z Robertem, z którym startowałam w tamtym roku.

Bieg naprawdę ciężki – na 103 km ok 5700 m przewyższenia w górę, ale to nie czyni go jeszcze tak ciężkim – warunki pogodowe jakie panują na trasie to istna mieszanka prawie wszystkiego – poczynając od parnej pogody po bardzo mocne wiatry ( jak huragany), zawijające gęstą mgłę, aby w końcu gdzieś tam popadało, gdzieś tam wyszło słonko.

Reguły biegu są tez inny niż w innych biegach. Limit osób startujących 150, w połowie trasy następuje eliminacja do 100 osób ( równy podział procentowy dla kobiet i mężczyzn). Patrząc na listę startową, gdzie widziałam kilka mocnych  dziewczyn z pierwszych miejsc ich ligi stwierdziłam, że przy moim przygotowaniu w tym roku raczej nie mam szans przejść dalej. Na 14 dziewczyn 10 przechodziło.. z takim założeniem wystartowałam – układając plan, że jakby była ładna pogoda to wejdę jeszcze tylko na Chopok turystycznie.

Start biegu 5:30 – najmocniejsi ruszyli jak torpedy… Ja spokojnym tempem wspinałam się na Kralovą górę. I tu pierwszy wpierdziel na 6 km ponad 1000 metrów przewyższenia… A na Kralovej wietrzysko z lekkim deszczem-  nie zapowiadało się to miło. Szybki łyk herbaty i mała przekąska i lecimy dalej po czerwonym szlaku (cała trasa oprócz fragmenty przy Durkovej chacie prowadziła czerwonym szlakiem Niżnych Tatr).

Na ok 28 km punkt odżywczy a chwile przed nim Priehyba – oczywiście trzeba się było zatrzymać… w końcu po koleżeńsku z Przehyba Trail, który organizujemy.

Ostry zbieg do przełęczy – to takie zamknięcie 1/4 biegu.  Kolejny etap zaczyna się od ponad kilometrowego ostrego podejścia w gore. Tam ostrożnie biegłam i szłam, gdyż rok wcześniej to właśnie tam miałam akcje upadkowe.

W tej części trasy pogoda była nawet w miarę łaskawa, dopiero  zbliżając się do połówki trasy zaczęło dość mocno padać… i to przesądziło o tym, że miałam zostać…

 

Zbiegłam na 49 km z postanowieniem, że nawet jeśli się zmieściłam w tych 10 kobitach to i tak zostanę bo  jestem już zmęczona, leje, bolą mnie nogi… i w ogóle … włączyło się lenistwo.

Na punkcie zastałam Roberta i dwóch naszych polskich kolegów, którzy na początku wystartowali dość mocno. Obaj panowie postanowili zostać… było mi lżej podjąc decyzję, ale tak na wszelki wypadek zapytałam Belo (organizator Vychodniarskiej stovki) – Bela: Tak, czy NIE? (nie wiedząc o co chodzi) – Belo odpowiedział :TAK…. więc trzeba było lecieć.

Doświadczenie ze skarpetami wodoodpornym  – nakazało mi nie czekać tylko założyć je od razu przed rozpoczęciem II połówki. Teraz rozpoczynała się przygoda z górkami jak Dumbier i Chopok. Dość mocny deszcz, który rozpoczął się przed chatą pod Dumbierem nie tylko był nieprzyjemny, ale niebezpieczny. Szlak bowiem prowadzi po dość dużych płatach skalnych pokrytych mchem, co na taką pogodę jest gwarancja poślizgnięcia się i upadku, i trzeba się bardzo starać by tego nie zrobić. Udało mi się wywalić tylko raz – więc to niezły sukces.

Dumbier cały we mgle, z bardzo mocnym wiatrem – warunki mega nieprzyjemne… 🙁

Z Dumbiera szybko dotarliśmy na Chopok  – od połowy biegu biegłam razem z Robertem, więc mielismy powtórkę z zeszłorocznej rozrywki w tym terenie. Gdy wchodziliśmy do chaty na szczycie Chopoka było widać tylko mgłę i mgłę… gdy wyszliśmy Chopok pokazał nam w końcu inne swoje oblicze…

Do Durkovej chaty, gdzie w tamtym roku przez mgłę nie mogliśmy trafić widoki były przepiękne w tym niesamowity zachód słońca – z każdej strony góry w pomarańczowych odcieniach …

I tu coraz bliżej do góry – znienawidzonej góry – VELKA CHOCHULA – zapamiętajcie by tam nigdy nie iść – po pierwsze; nie wieje, a pizga na maxa – zawsze… po drugie; trasa jest dobijająca z nasypanymi luźnymi kamieniami, po trzecie; ta góra nigdy się nie kończy… zdecydowanie ma prawo ta góra – na tytuł ” najgorsza góra Nizkotatranskiej Stihacki”!!!

Podejście dało mocno popalić – padliśmy z sił oboje, żadne specyfiki bomby energetyczne itp nie działały… koniec- prąd odpłynął… jedyne wyjście to małymi spokojnymi krokami wejść na szczyt i próbować lekko zbiegać (luźne kamienie na zbiegu to masakra dla zmaltretowanych już po ponad 90 km nóg). Ostatni punkt odżywczy- herbata, herbata, herbata… tylko to mój organizm jest w stanie  wciągnąć ( ani jedzenia ani wody – nie ma mowy). Wydawałoby się, że ostatnia górka Kozi Chrbat to pikuś – ale tu przewyższenia tez jest nieźle – to tak na osłodę, że wkrótce koniec – coby pamiętać dłużej… 😉

Upragniony zbieg do mety, światła Donovałów… i jest…

NIDGY WIĘCEJ…. MASAKRA… 20 godzin 48 minut…. ( a plany były  na dużo lepszy czas… )

ZDECYDOWANIE NAJTRUDNIEJSZY BIEG W NASZYCH OKOLICACH oceńcie sami…

Bieg przygotowany przez wspaniałych ludzi, którzy marzli na punktach jak my, czekali godzinami by dać zupę…

Nizkotatranska Stihacka – to nie zwykły bieg – to niezwykły wpierdziel nie tylko biegowy, ale i kształtujący psychę, bo połączenie trasy z warunkami – to mieszanka wybuchowa – przetrzymasz dotrzesz do mety jesteś wielki.

Cieszę się, że podjęłam walkę by biec do końca i pomimo mojego nie najlepszego przygotowania poprawienie czasu o 3 godziny to jest dobry wyczyn.Do tego 5 miejsce wśród kobiet jest dla mnie super pozycją i ciesze się bardzo.

Odpoczęłam, napisałam… i wiem, że za rok WRÓCĘ powalczyć ze swoim czasem – czytaj powalczyć ze sobą.