Jackowa Pościel (Beskid Sądecki) – wędrując z dzieckiem

Jackowa Pościel (Beskid Sądecki) – wędrując z dzieckiem

Gdy zapowiada się piękny sobotni dzień, wiem jedno – trzeba zaplanować wypad tak, by być jak najdalej od tłumów.

Już od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie trasa, którą kiedyś przez przypadek wymyśliłam przygotowując trasę Przehyba Trail Ultra.

Start: Tuż przed szlabanem w Młodowie  około Młodawskiego Potoku.

Trasa prowadzi szeroką drogą na samym początku asfaltową, a po chwili przechodzi w leśną drogę szutrową.

Po kilkuset metrach od szlabanu po prawej stronie znajdują się pozostałości starego leśnego mostka.

Kawałek za mostkiem po lewej stronie mieści się przyjemne miejsce przeznaczone na piknik czy grila.

Stąd droga zaczyna iść bardziej w górę. Mijamy staw …

Idąc dalej po ok 4,5 km od szlabanu dochodzimy do miejsca zwanego Jackowa Pościel, miejsce pamięci ludzi gór.

Miejsce w którym można odpocząć.

 

Powrót tą samą drogą. I super 9 km spacer za nami:)

 

 

 

 

RUN WISŁA 2020 oczami matki biegnącej z wózkiem

RUN WISŁA 2020 oczami matki biegnącej z wózkiem

Pomysł na bieg Run Wisła 2020 powstał podczas kwietniowych obostrzeń związanych z koronawirusem. Spacerując z dala od ludzi po ścieżce na wałach Wiślanych stwierdziłam, że fajnie by było zrobić taki bieg z Warszawy do Krakowa po wałach wiślanych ( trzy lata temu wraz z Michaelem biegłam część jego projektu Run Wisła od początku Wisły do jej ujścia ok 1200 km).

Tym razem ustaliliśmy, że nie będzie to bieg na czas a rozbijemy go na kilka dni i zrobimy w fajnym celu.

Sytuacja „zamkniętych” przez rządowe rozporządzenia ludzi, oraz jeszcze bardziej chore hasło #zostańwdomu powodowały wzrost zachorowań na depresję, wściekłość … nie było zatem trudno nadać cel naszemu projektowi:

RUN WISŁA 2020 – bieg dla zdrowej psychiki.

Początkowo plan był dość hardocorowy (patrząc już po zakończeniu projektu, było to raczej nie do wykonania). Michael miał biec bez supportu, tylko z plecakiem i Greg, jego syn miał jechać na rowerze z sakwami i rzeczami na przebranie. Ta opcja jednak została szybko zmieniona i udało nam się dograć wszystko tak by był support i bym ja też mogła trochę pobiegać z Matim w wózku.

Run Wisła 2020 – bieg dla zdrowej psychiki rozpoczął się 18 lipca, a my dojechaliśmy do Dęblina 19 lipca w niedzielę, gdzie udało mi się zrobić „mini ” kawałek biegowy na start mojego w nim uczestnictwa. Gorąco było jak cholera, ale zrobienie ok 5 km to pestka….

Kolejny dzień zapowiadał się równie ciepły, wyszedł na upalny i chyba największym błędem tego etapu był start o godzinie 8 rano a nie o 5 czy 6, pomimo krótkiego dystansu bo odległość z Dęblina do Kazimierza Dolnego wynosi ok 37 km.

Generalnie planowałam ten odcinek zrobić cały – ale bulwary wiślane w tej części tylko w kilku miejscach nadają się do biegania z wózkiem. W większości są one pozarastane, nieskoszone – czasem trudno nawet rowerem przejechać 🙁

 

 

A mogłaby być naprawdę fajna trasa rekreacyjna na rowery … na przykład zamiast płacić za chińskie maseczki, które przyleciały Antonowem… ale to już inny temat 😉

Początek zupełnie nie nadawał się na nasze bieganie, więc Michaelowi i Darkowi towarzyszyli na rowerach Greg z Kubą, Ja zaczęłam w około połowie trasy. Biegło mi się fajnie i lekko, niestety Michael już był spalony słońcem i z każdym kilometrem było coraz ciężej. Tuz przed końcem etapu ja miałam problem (babski więc rozpisywać się nie będę), ale z pomocą biegaczy biegusiem.pl udało nam się dotrzeć do mety tego etapu.

Kolejny, czwarty dzień biegu chłopaki rozpoczęli już wcześnie bo ok 5 rano. Trasa Kazimierz Dolny – Józefów nad Wisłą.

Tu początek prowadził drogą asfaltową i później zarośniętymi bulwarami, więc też nie było opcji pobiegnięcia z wózkiem, za to czekając na 2 punktach odżywczych zjadłam sporą ilość wiśni…:)

Również tutaj rozpoczęłam bieg od drugiej połowy…

Wózek biegowy X-lander prowadzi się lekko, więc te dodatkowe słodkie kilogramy nie są większym obciążeniem podczas biegania (no może z wyjątkiem pchania pod górę). Do tego dobrze dopasowana moskitiera uniemożliwiała atak komarów na młodego, a france jedne atakowały pomimo psikania offami i innymi takimi spreyami.

Niestety fragment trasy do Józefowa nad Wisłą musieliśmy przebiec ulicą, gdyż nie było możliwości przebiegnięcia wałami… i właśnie wtedy młody powiedział: STOP. Rozpoaczął się etap ostatnich ok 5 km- trochę z płaczem, trochę z jazdą, trochę z noszeniem… ale udało się i Józefów nad Wisłą zaliczyliśmy pomimo małych problemów „płaczowych” 🙂

Tutaj należało porządnie się nawodnić i wznieść toast za kolejny udany etap – a Hotel Bursztynowy to doskonałe miejsce na relaks po takim etapie.

Niestety kolejne 2,5 etapu nie były dla mnie… do Józefowa nad Wisłą do granicy Małopolski nie dało się w ogóle biec z wózkiem. Pozarastane wały, omijanie wąskimi asfaltowymi dróżkami, po których zmieści się maxymalnie jeden samochód wyłączyły mnie z biegu. Udało się mi przebiec część do Opatowaca ok 25 km, gdzie naprzecie nam wyleciał krezji biegacz Andrzej.

Biegło mi się super, choć spora część była w największym słońcu. Na szczęście osłonka przeciwsłoneczna i lekki wiaterek pozwoliły na to, że Mati, nie odczuwał tak jak my tego żaru.

Michael walczył dzielnie, choć tu już miał kilka kontuzji, a najgorszą było coraz bardziej bolące zapalenia przyczepu mięśnia piszczelowego (chyba tak się to nazywa).

Przyznam szczerze – bałam się o kolejny, ostatni dzień. Nie chodziło o to czy mięśnie wydolą, bo to wiedziałam, że problemów nie będzie, ale czy nie pogorszy się stan stopy, bo ładnie to nie wyglądało.

Nocleg mieliśmy ok 20 km od Opatowca, gdzie by przebiec na drugą stronę i biec dalej asfaltowym wałem, musieliśmy przeciąć Dunajec (Opatowiec tu Dunajec wpływa do Wisły).

Do kolejnego etapu dołączyli nas znajomi Cal i Łukasz, którzy biegli z Michaelem i Darkiem prawie cały dystans.

Rozpoczęli bardzo wcześnie rano bo po raz kolejny zapowiadało się upalnie. Ten dzień był najcięższym dniem dla Michaela, stopa bolała go bardzo – ale jakoś dawał radę. My dołączyliśmy się na ok 10 km, niestety od rana mały nie chciał współpracować, więc z problemami, i nowym sposobem stania w wózku (producenci z pewnością nie pochwalali by takiej pozycji) – dotarliśmy do Niepołomic, gdzie spotkali nas biegacze z przesympatycznej drużyny Niepołomice biegają!

W tym momencie my wróciliśmy do Krakowa autem, ogarnęliśmy i uspokoiliśmy dzidzię i ruszyliśmy naprzeciw ekipie. Ostatnie 5 km było mocne, a sprint kilkaset metrów przed finishem naprawdę mocny. Chłopaki dali radę, ekipa dała radę, my daliśmy radę:)

Przed startem biegu planowałam przebiec minimum 150 km – jednak możliwości wałów wiślanych szybko pozbawiły mnie złudzeń.Pozostaje bieganie i dorabianie kilometrów w Krakowie… 😉

Tak czy siak miło było spotkać tyle sympatycznych twarzy po drodze…

Do zobaczenia gdzieś na biegach lub trasach biegowych.

 

 

A wszystkich zapraszamy na nasz sierpniowy bieg 100 miles of Beskid Wyspowy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Mrówczana” trasa na Szpilówkę  – Pogórze Wiśnickie #wędrujączdzieckiem

„Mrówczana” trasa na Szpilówkę – Pogórze Wiśnickie #wędrujączdzieckiem

Pogórze Wiśnickie to teren, który pomimo, iż jest najbliżej Krakowa jest jednym z najmniej znanych przeze mnie terenów górzystych w okolicy.

Postanowiłam to zmienić:)

Poznawanie tego terenu postanowiłam rozpocząć od wędrówki po częsci zielonego szlaku: Czchów- Rajbrot.

Trasa nie była długa bo w nosidełku był z nami 6,5 miesięczny Mateusz, który lubi wędrówki. Trasa nadaje się na wędrówki z dzieckiem w nosidełku ergonomicznym lub nosidełku turystycznym, nie nadaje się na spacery z wózkiem!!!

Start trasy – Tymowa Górna – tuż przy drodze z Tymowej do Iwkowej. Obok wejścia na szlak jadąc z Tymowej do Iwkowej po lewej stronie przygotowany został całkiem spory parking.

Start na wysokości – 377 m.n.p.m. – najwyższy punkt Szpilówka – 516 m.n.p.m.

Początek trasy to krótkie podejście bardzo przyjemną drogą leśną. Zieleń liści w połączeniu z brązowym i ciemnym szarym kolorem drzew robią niesamowite wrażenie. Pierwsza „górka” na trasie – to Bukowiec i znajduje się na 475 m.n.p.m.

Później aleją, gdzie po bokach co chwilę widzimy mrowiska docieramy na Szpilówkę i całkiem wysoką wieże widokową.

Widoki z wieży robią niesamowite wrażenie, chociaż pierwszy raz wychodząc na wieżę miałam poczucie leku… może to przez to, że wieża jest wysoka, a pod drugie, że jest dość przestrzennie otwarta. Sobota, to zdecydowanie nie jest dobry dzień na spacery w to miejsce, gdyż tłumy „oblężyły” wieżę i miejsce wokół niej.

Po zejściu z wieży przeszliśmy jeszcze kawałek zielonym szlakiem, mijając po drodze „mrówcze WC”.

Powrót tą samą trasą. Zdecydowanie – następnym razem trzeba będzie przejść całość – Czchów – Rajbrot.

widok z wieży na Szpilówce
Profil trasy na Szpilówkę
Szukając „bezludzia” – Pasierbiecka Góra w Beskidzie Wyspowym.

Szukając „bezludzia” – Pasierbiecka Góra w Beskidzie Wyspowym.

W obecnym czasie, czasie gdy zamknięci w czterech ścianach pokojów, czy mieszkań wariujemy, postanowiliśmy znaleźć dla siebie coś co będzie bezpieczne dla nas i dla innych… znaleźć miejsce, gdzie oprócz przyrody nie dane nam będzie spotkać „człowieka”.

Jakiś czas temu przeglądając zdjęcia znajomej natchnęłam się na jej wyprawę, później okazało się, że to miejsce o którym jej syn Wojtek pisze pracę na konkurs OKAWANGO. Wojtek w swojej pracy opisał kilka fajnych miejsc i zjawisk na górze sąsiadującej z jego domem:)

Przepiękne jeziorko osuwiskowe, oraz ścieżki góry wybraliśmy dzisiaj licząc na samotność – izolację w lesie…. i tak też się stało.

Od miejsca, gdzie zaparkowaliśmy samochód do jeziorka było bardzo blisko, ale było tak pięknie, że każdy krok nas zachwycał, tym bardziej, że pogoda też dopisywała – gdy startowaliśmy było ok 16 C

Jeziorko osuwiskowe

Szybko dotarliśmy do jeziorka… sami zobaczcie…

Ten fragment góry bardzo nam się spodobał i postanowiliśmy pospacerować dłużej, ale nie po drogach, ale po fajniejszych, choć bardziej zarośniętych ścieżkach…

Na koniec trasy dotarliśmy do ruin starego domu, z którego rozciągały się przepiękne widoki, między innymi na Mogielicę…

Zahaczyliśmy również o fragment stoku trasy narciarskiej Laskowa SKI, skąd również rozpościerały się widoki na drugą część Beskidu Wyspowego.

Na koniec przejechalismy na drugą stronę górzy by dotrzeć do źródeł leczniczej wodu ZUBER …

A nasze wycieczki możliwe są dzięki temu, że nas syn dość dobrze „podróżuje” w nosidełkach ergonomicznych – co jest dla nas zbawienne. Tym razem w nosidle Kavka

Wrzucę tu jeszcze małe info o bluzach OKEE, bez których nie wyobrażam sobie okresu karmienia – jednak na wyprawy takie, lub do jakiejkolwiek aktywności fajnie by było, by bluzy te ( i koszulki) były zrobione z dobrze odprowadzającego poliestru, a nie bawełny – bo czułam się dzisiaj w mokrej bluzie jak w dawnych czasach, gdy trenowałam siatkówke w koszulkach bawełnianych – OKEE uwielbiam Was, ale może da się zrobić po jednej bluzie dla aktywnych?

A już w sierpniu zapraszamy w Beskid Wyspowy na nasz bieg – 100 miles of Beskid Wyspowy – gdzie czekać będą na Was 4 dystanse: 10 mil, 40 mil, 60 mil i 100 mil

Słoneczny majowy dzień – Przehyba Trail 15 km

Słoneczny majowy dzień – Przehyba Trail 15 km

Po kilku dołujących deszczowych dniach nastał w końcu fajny słoneczny weekend.
 
w Sobotę pokręciliśmy trochę w Beskidzie Wyspowym – fragmenty do filmu promocyjnego 100 miles of Beskid Wyspowy, a dziś postanowiłam zrobić sobie marszo-bieg sprawdzający trasę Przehyba trail – biegi górskie w Beskidzie Sądeckim 15 km.
 
Dokładnie marszo-bieg wyszedł 50% na 50 % 😉
W górę masz w dół bieg… metoda wielu…a z rosnącym brzuchem, mimo, że jeszcze nie jest duży, robi się ciężej pod górkę.
Start wszystkich dystansów odbywa się w tym samym miejscu – leśniczówka w Gaboniu ( chociaż od zawsze było to dla mnie dziwne, dlaczego to Gaboń a nie Skrudzina – dalej tego podziału administracyjnego dalej nie rozumiem).
Do ok 2,5 km – wszystkie trasy biegną razem, po tym dystansie przed potokiem trasy 30 i 65 skręcają w pierwszą ścieżkę w prawo i lecą w fół, trasa 15 leci kawałek dalej i za potokiem skręca w ścieżkę idącą w dół by po chwili dołączyć się do zielonego szlaku.
Pogoda dzisiaj była dość parna, więc mimo jakiejś kondycji lekko podchodzić w górę wcale nie było. Podobno w tym czasie u kobiet w ciąży zadyszka może pojawiać się nawet przy wejściu po schodach, ale nigdy czegoś takiego nie miałam i teraz gdy się pojawia w podejściu pdo górę – nie jest łatwo.
Podejście do szczytu Przehyby – wcale lekkie nie jest – dlatego wszystkim nie tym ścigającym się – kije. Pomagają.
Pierwszy fragment zielonego szlaku to również fragment trasy dla 30 i 65 km… w pewnym momencie przy słonecznej polanie – szlak zielony ostro idzie w lewo w górę, i tam też biegnie trasa 15 km, a trasy 30 i 65 km odbijają na polane i biegną prostu (zdjęcie powyżej).
Po tym fragmencie niewiele już pozostaje mocnego wspinania….
Szybko ze ścieżki szlak wchodzi na drogę asfaltowa, która prowadzi prawie na szczyt Przehyby. Tuż przed  schrniskiem dla  trasy 15 km, będzie 1 punkt odżywczy z wodą, kola izo i przekąskami.
Później trasa biegnie żółtym szlakiem w kierunku Starego Sącza, gdzie 2,5 km przed metą odbiją od żółtego szlaku na szeroką leśną drogę stokową, którą w tempie Usaina Bolta można dotrzeć do mety.
Dokładna długość trasy 16,7 km – ale może będzie jedna mini zmaian
Pamiętajcie zapisy tylko do 31.05.2019 – www.przehybatrail.pl