utworzone przez admin | lis 24, 2014 | Bez kategorii
Po ostatnich internetowych „krzykach” w kierunku PZLA (Polski Związek lekkiej Atletyki) i po przeczytaniu niezłego materiału (http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=2&code=2755) doszłam do wniosku, że pracownicy PZLA są walnięci.
Ale nie, oni nie są walnięci – to chciwe, żądne kasy palanty, które niszczą to, co inni wypracowują od kilkunastu lat.
W dupie mam ich kartę – nie będę biegać w imprezach masowych.
W dupie mam ich certyfikat na imprezę biegową – jak się dopierdzielą do Noraftrail – zrobimy bieg towarzyski i niech spierdalają!
Nienawidzę takich debili, nienawidzę skurwysyństwa – a tego inaczej się nie da opisać.
Do tej pory myślałam, że takie głupkowate przepisy i zalecenia mogą pojawiać się na Białorusi, czy w Rosji (oni też są nieźli), ale chyba nasze PZLA pobiło wszystkich!!!
Czechy – Słowacja na tym zysjaką – ludzie się zbuntują i będą tam startować w świetnie zorganizowanych biegach – bez głupkowatych obowiązkowych kart.
Nie ma jak zabijać coś co jest dobre, coś w co ludzie się angażują, coś co podoba się młodym – lepiej niech wszyscy siedzą w domu, piją, palą….
Zła jestem…
utworzone przez admin | lis 23, 2014 | Takie tam biegowe "bajdurzenie"
Wczoraj 22.1.2014 odbył się wspólny trening biegowy OTK Rzeźnik i Norafsport.
Celem treningu oprócz oczywiście aspektu towarzyskiego jest wspólne bieganie po górach, pagórkach. Mimo, że w naszej grupie byli zawodnicy od super szybkich (Dominika Wiśniewska-Ulfik) do początkujących – udało nam się pobiegać- w kilku grupach, lub niektórzy pojedynczo – ale było miło.
Wystartowaliśmy tuż po godz. 10 z pod wyciągu na Czantorię:
Czerwonym szlakiem do góry pod wyciąg – 1,5 km – może mniej ale na sam początek dało w kość.
Większość szła – tylko hardkorzy biegli:)
Od górnej stacji wyciągu w kirunku szczytu Czantori zrobiło się przepięknie. Widok zapierał dech w piersiach – więc zamiast biec – musiałam co chwile się zatrzymywać i fotografowac.
Przepiękne mistyczne miejsce – połączenie jesieni i zimy – ciepłe barwy i lodowe zimowe zmrożenie – coś niesamowitego.
Kolejnym naszym punktem był Stożek – ale wcześniej zatrzymaliśmy się w schronisku przy górnej stacji w Soszowie – aby poczekać na tych, co troszkę wolniej biegi.
Fajnie zachowali się wszyscy – i za to Wam dziękuję:)
Myślę, że Ci początkujący swą przygodę w górach nie poczuli się odtrąceni, a Ci co biegli szybciej nie zamarzli na zewnątrz:) Tak się rodzi integracja:)
Tuż przed schroniskiem na Stożku nagle słyszę… OTK Rzeźnik? Ja mówię i do tego Norafsport.
Po czym jeden Pan mówi, że to on jest tym znanym trenerem Klausem:)
To tak niby przypadkiem -a tak naprawdę sprawdzał czy faktycznie trening zrobiony;)
Troszkę ciepłej herbaty w schronisku i powrót… zimno na zewnatrz – więc trzeba było szybciej biec – tym razem większa grupka już biegła razem – fajnie:)
A widoki mieliśmy cudowne:)
Mam nadzieję, że części z Was się podobało i że już za 2 tygodnie przybędziecie na spotkanie z nami w Mszanie Dolnej – Biegniemy na Ćwilin, Śnieżnicę i Lubogośzcz:)
https://www.facebook.com/pages/Treningi-Biegowe-OTK-Rze%C5%BAnik-i-Norafsport/724470790961801
🙂
utworzone przez admin | lis 9, 2014 | Relacje z biegów, Takie tam biegowe "bajdurzenie"
3 Listopada – rozpoczęcie nowego sezonu, rozpoczęcie nowego planu treningowego – cel: Rzeźnik 2015 mocno!!!:)
Plan treningowy póki co nie zbyt brutalny, niemniej jednak będąc w stanie przeziębienia/choroby, najprostsze zadania wydają sie ciężkie do zrealizowanie.
Bieganie OBW 1 – w wolnym tepmie przy cholernie bolącym gardle – ciężka praca.
Siłownia i wysiłek dodatkowy – totalne dowalenie organzimu.
Czy trenowanie podczas choroby to głupota? Długo o tym myślałam.
Mimo to, postanowiłam jednak łagodniej, spokojniej ale wykonać treningi z planu.
Tak samo zastanawiałam się nad startem w Beskidy Maraton. Ostatnia część Eurocup Beskidy.
Tu już jest start, czyli nie biegnie się dla przebiegnięcia truchtem, a jednak więcej energii trzeba dorzucić by jakoś ukończyć z dobrym czasem. Prognoza pogody nie była łaska: deszcz i mżawka.
Wahałam się czy wystartowac – bo biec 4-5 godzin w deszczu, mżawce przy temperaturze 5-8C w czasie przeziębienia, może się skończyć w szpitalu. Ale… było to ale…, że może jednak nic mi nie będzie, że ubiorę się odpowiednio. Ale jak tu się ubrać odpowiednio gdy leje i mży cały czas? ciężkie zadanie.
Generalnie mimo, że nie byłam do końca przekonana czy dobrze robię i wiedziałam, że nie będzie na tyle sił by powalczyć o jakiś dobry wynik – postanowiłam wystartować.
Początek w miarę ok, biegło się dobrze, choć tempo nie było zabójcze.
Mimo, że biegałm spokojnie – oddychało mi się niespokojnie i „harczenie” podczas oddechu jednak przeszkadzało.
Podejscie na Skrzyczne pozbawiło mnie całkowicie energii…(trochę piwkiem podratował mnie Sebastian Dudek i chwała mu za to – napój gazowany w tym momencie czy to piwo czy kola – to zbawienie) wszyscy mnie zaczęli wyprzedzać, wszyscy…dopiero na zbiegu zaczęłam coś nadrabiać, ale z tym oddechem ciężkim – nie mogłam biec szybciej, nie mogłam po prostu szybciej oddychać. Niemniej jednak trochę ożywił mnie ten zbieg. Fragment od końcówki zbiegu ze Skrzycznego do podejścia na Matyskę – nie należy do przyjemnych, ale chyba lżej mi to przyszło niż 2 lata temu:)
Matyska – w sumie nawet nie było tak źle…trochę biegu, trochę podejścia – jedno trzymało mnie przy życiu… to co zawsze…. gazowany napój… piwko na mecie:)
Ostatnnie 1,5 km….a tu…niespodzianka błotna.
Biegacze, którzy tam stracili trochę czasu wkurwiali się niemiłosiernie – ja byłam zadowolona, mi się podobało. Lubię błoto – lubię zjeżdżać na błocie – lubię te poślizgi:) Zajebiscie – chyba najfajniejszy moment całego biegu:)
Tam właśnie wyprzedziłam zbiegając po tym błocie 3 dziewczyny. Oczywiście pojechałam po tym błotku – ale było miękko.
Co mnie dowaliło… meta. 2 lata temu – meta była w domu kultury. I tak myślałam, że będzie i tym razem.
A tu niemiła niespodzianka – jesteś nastawiony, że to już koniec – wiesz, że przebiegając mostek zaraz wbiegniesz na metę, a tu Baca sobie urządził zmianę trasy i podbieg – lekki bo lekki – ale na koniec już zabijający – pod szkołę i ominięcie szkoło. Masakra. Tam miałam kryzys.
Niemniej jednak wiedziałam, że to już koniec – że jednak jakoś dałam radę.
Czas niestety nienajlepszy – po 4: 35 z hakiem… ale w sumie biorąc pod uwagę stan w jakim wystartowałam – można by to jakoś wytłumaczyć – ale w mojej głowie cały czas pojawiała się myśl – że totalnie to zawaliłam. Totalnie:(
Myślę, że jestem w stanie tam zrobić 4:15 i będę tam startować dopóki nie osiągnę tego wyniku:)
A Robert… znowu wygrał… niesamowity:)
Maraton Beskidy: idealnie przygotowany, częste punkty z piciem – miła atmosfera:)
Warto tu przyjechać:)
Najnowsze komentarze