utworzone przez Zgaga | kwi 28, 2025 | Relacje z biegów
Pomysł startu w ULTRA TRAIL VIPAVA VALLEY powstał w momencie, gdy wiedziałam, że nie uda mi się wystartować w styczniu w biegu THE SPINE RACE. Postanowiłam zatem planowane na styczeń ok 160 km w Wielkiej Brytanii przenieść na wiosnę do Słowenii.
Jednak czasem musi być ktoś, kto spojrzy na moje plany realnie, i taką osobą był mój trener Czesław, który powiedział, że trochę jeszcze odleciałam z dystansem na ten stan przygotowania i że najlepszym rozwiązaniem na początek wiosny 2025 będzie dystans max 60-70 km. A z racji tego, że jednak słucham „dobrych rad” zmieniłam dystans ze 160km na 63km 🙂

Po roztrenowaniu w listopadzie do teraz trenowałam pod maraton asfaltowy Cracovia Maraton, robiąc podbiegi i siłę, ale nie biegałam w ogóle w górach.
Przyjechaliśmy na Słowenię w piątek popołudniu. Start był zaplanowany na sobotę 26.04.2025.
Jeszcze 2 tygodnie przed startem nie byłam pewna, czy uda mi się z przyczyn prywatnych pojechać na ten bieg, ale wiedziałam, że musze zrobić wszystko by TAM BYĆ I WYSTARTOWAĆ. Nie tylko dla oczyszczenia swojej głowy, ale tez dlatego by znów zapaliła się ta iskierka WALKI, i tego, że chcę się ścigać i trenować pod takie właśnie momenty.
Słowenia przywitała nas przelotnym deszczem, dając w zamian cudowne widoki już od początku.

Po przyjeździe postanowiłam od razu pójść odebrać pakiet startowy i spróbować znaleźć pole namiotowe by rozbić się z namiotem. Na szczęście tuż obok biura zawodów znajdował się całkiem fajny camping Avtokamp Ajdovščina, gdzie rozbiliśmy namiot. Koszt noclegu dla 2 osób 27,5 Euro. Warunki spoko.

Start był zaplanowany na 8 rano. Pobudka o 6 i spokojnie zjedzone śniadanko i kawka, do tego by zapobiec „problemom” brzuchowym stoperan z weglem w dawce podwójnej 🙂
Z campingu na start było ok 400 metrów.

Wystartowaliśmy, prawie 400 osób. Trasa początkowo była dość płaska więc można było trzymać swoje tempo.

Powoli zaczynał się pierwszy podbieg pod górkę niewinną bo ok 400 mnpm… pikuś… ale że start był z poziomu 100-200 m nad poziomem morza to wszystkie podejścia i „górki” choć np niewielkie bo jak Nanos 1200 m npm trochę inaczej „wchodziły” niż Przehyba, gdzie start podejścia jest z ok 400-500 mnpm…
Rozpoczęła się BAJKA przyrodnicza. Piękne winnice, lasy… do tego pomiędzy nimi malutkie miasteczka, gdzie można było spotkać całe rodziny kibicujące biegaczom. Dzieciaki przybijające „5-tki”.
Trasa znakowana obrendowanymi taśmami, na ziemi strzałki malowane farmą, plus odblaskowe choragiewki – nie ma szans się zgubić. A do tego – na całej trasie nie było momentu, gdzie były pozrywane taśmy (gdzie u nas niestety to standardy ;)). Tu ludzie cieszą sie wydarzeniem i są jego częścią. W końcu to promocja całego pięknego regionu.


Ok 18 km rozpoczął się kolejny mocniejszy podbieg. Po deszczowym popołudniu i nocy zrobiło się dość parno. Już czułam, że muszę zwolnić by „dać radę” pod największą górę. Tak też zrobiłam i spokojnie dotarłam na 2 punkt odżywczy. W ogóle punkty odżywcze były super. Najbardziej chyba smakowały mi te suche kiełbaski, które pochłaniałam razem z serem żółtym i kanapkami z nutellą – „mix przebojowy”.
Ok 26 km rozpoczęła się „wspinaczka” pod górę Nanos. W sumie „mała górka” bo licząca tylko 1262 mnpm, ale tu wejście z ok 200 mnpm rozpoczęło się dość ostro. Wiedziałam, że jak to „przeżyję” to dam potem czadu, ale w tym momencie celem było wejść. Niestety taki mam organizm, że szybkie zmiany wysokości odbijają się na moim ciśnieniu i w głowie zaczyna „walić jak młotem”. Jedyne wyjście zrobić to wolno, bardzo wolno, tym bardziej, że jednak tego przygotowania w górach nie miałam, to nie chciałam ryzykować. Do połowy góry szłam jak „spokojny turysta” … wyprzedzali mnie prawie wszyscy. Błędem było oczywiście to, że nie zabrałam kijków, ale … gdy dotarłam do miejsca, gdzie było już bardziej odsłonięta przestrzeń, zaczęło mocniej wiać… chyba to przewiało moje „zwolnienie” i OŻYŁAM, OŻYŁAM TAK, ŻE w 2 części góry zaczęłam przyspieszać i wyprzedzać tych co mnie „brali” niżej. Wiedziałam już. że teraz to będzie MÓJ CZAS, I MÓJ BIEG.

Dotarłam na punkt odżywczy. Szybka zupka, naładowanie softflasków, jedzenie do kieszeni i dzida w dfół… od tego momentu przez 30 km… łapałam wszystkich … prawie, z wyjątkiem jednego tuż przy mecie… ale to później.
Przed szczytem zaczęło mocno lać, więc zbieg wydawałoby się, ze może być mega szybki, ale spora liczba kamieni-skałek była jednak dość śliska i trzeba było bardziej uważać. Złe buty wzięłam. Na błocie super się sprawdziły, na skałach jeździłam jak na nartach, więc musiałam być bardzo czujna.

Ale co było ważne, poczułam moc i tak sobie postanowiłam wyprzedzać każdego, kogo zobaczyłam przed sobą… i tak mi to mocy dodawało, ze do 50 km leciałam jak na skrzydłach. Niżej zrobiło się cieplej i czułam, że przed samym punktem odżywczym robi się parówka … znowu. ale nie odpuszczałam. Na punkcie znowu szybkie napełnienie wody, przekąska i wolno marszo-biegiem w stronę ostatniego podejścia…. czułam się super, chociaż ciało było już lekko zmęczone, a najbardziej czułam, 4-reczki i mięśnie w klatce piersiowej, które uniemożliwiały mi pełne oddychanie.

Ostatnie kilometry do mety niosła mnie adrenalina. Oprócz tego, ze było pięknie to cieszyłam się tym, że dałam radę, że pomimo „chwilowego” kryzysu pod górą – DAŁAM RADĘ. I wiedziałam, że jak mocniej w górach potrenuję, to będę mogła „przyłożyć” trochę z prędkością.
Do mety dotarłam z czasem 8h 48min 22 sek… zajmując 17 miejsce na 92 kobiety, które wystartowały i 133 open na ponad 400 osób, które wzięły udział w biegu na tym dystansie.

Było pięknie. Ta część Słowenii jest przecudowna, ludzie byli sympatyczni. Bieg zorganizowany MEGA SUPER.
Wracam za rok na trasę 160 km…
Dziękuję mojemu trenerowi Czesławowi za przygotowanie i mentalne wsparcie przed zawodami.
A biegam jako #MalopolskaBiegaTeam
#

utworzone przez Zgaga | sty 24, 2024 | Bez kategorii
Do napisania tej notatki zmobilizował mnie jeden z komentarzy pod funpagem na Facebooku, który utworzyłam, by pokazać innym rodzicom i dzieciom, że aktywny tryb życia dziecka to coś fajnego. To coś co pozwoli w przyszłości dziecku mniej spędzać czasu przed komputerem czy telefonem, co pozwoli dziecku poprawniej rozwijać się nie tylko fizycznie ale i umysłowo.
Nie jestem znawcą, naukowcem – piszę z doświadczenia swojego dzieciństwa i tego, że sport, aktywna turystyka były u mnie odkąd pamiętam i z doświadczenia jakiego nabieram przy moim dość aktywnym synu Mateuszu.
Wrzucając filmik z treningu młodego (zjazdy na nartach biegowych) chciałam pokazać, że się da, że mały 4-latek jest w stanie chodzić na treningi, biegać na nartach, nie zawsze poprawnie, ale cieszyć się tym i bawić.
Że wystarczy chcieć i można coś fajnego zrobić…
„Żebyście się nie posrali tymi bsbelkami ” napisał Pan (który boi się nawet zdjęcia swojego pokazać, i komentarz z literówką -wysilił się chłop ;)).
Zastanawia mnie jedno, Funpage mojego syna nazywa się Mati -aktywne dzieciństwo, więc chyba logiczne, że będą tu wrzucane posty dotyczące jego aktywności i mobilizacji do aktywności, więc po kiego licha ktoś, kogo to nie dotyczy ani nie interesuje wypowiada się na temat sportu dzieci i aktywności? Czy aż tacy znudzeni są Ci nasi maniacy internetu, że wchodzą na profile, które ich nie dotyczą i bawią się w komentowanie? Mi by szkoda było czasu…
Mam nadzieję, że część z Was, która jest tu świadomie będzie wspierać młodych i aktywnych dzieciaków by gdzieś tam kiedyś w życiu słysząc takie debilne komentarze, bądź podobne głupie teksty miała je daleko i głęboko. A ja będą pokazywać zarówno swoje treningi czy aktywności jak i aktywności mojego syna.
Uważam, że mobilizacja sportowa, jest potrzebna wielu osobom, że takie posty mogą zachęcić do tego, by wstać sprzed telewizora czy komputera i działać na świeżym powietrzu czy to na nartach, czy trekkingowo, czy biegowo czy jeszcze uprawiając inny sport.
Aktywność mobilizuje, a zatem miłego końca tygodnia i miłego aktywnego weekendu.
PS. Oczywiście, komentarz został skasowany, nie promujemy głupoty.
#aktywnedziecko #matiaktywnedzieciństwo #maniabiegania

utworzone przez Zgaga | paź 23, 2023 | Testowany sprzęt
Test plecaka biegowego Deuter Ascender 7
W ramach projektu marki Deuter zostałam testerem plecaka biegowego Deuter Ascender 7.

Plecak testuję od 4 miesięcy i myślę, że mogę Wam już trochę o nim opowiedzieć.
Plecak, który testuję ma pojemność 7 l, do plecaka w zestawie był dołączony softflask 500ml.

Deuter Ascender to bardzo wygodny, leciutki plecak biegowy dla kobiet i mężczyzn.
Gdy pierwszy raz go ubrałam miałam wątpliwości, czy regulacja gumkami będzie odpowiednia, czy plecak nie będzie mi „gonił” na plecach (do tej pory wszystkie moje plecaki były regulowane paskami), ale szybko przekonałam się, że jest to doskonały pomysł, i gumki całkiem fajnie dostosowują się do ciała podczas biegania. Paski są użyte do regulacji jakby obwodu klatki przy przednich kieszonkach. Paski się bardzo łatwo reguluje podczas biegu, np. gdy masz duży bukłak, a wody ubywa, by plecak nie „skakał”. Więc to szybko można sobie dostosować do siebie, nie przerywając biegu.

Plecak posiada jedną dużą komorę oraz 3 kieszenie w środku, jedna delikatna z siateczki, druga nieprzemakalna jest doskonałym miejscem na dokumenty czy pieniądze, a trzecia to miejsce przeznaczone na bukłak. Pojemność plecaka wprawdzie jest tylko 7l, co by mogło wskazywać na to, że nie nada się na długie biegi powyżej 100 km, gdzie jest wymagane sporo wyposażenia obowiązkowego, ale dzięki temu, że zaprojektowano go w taki sposób, z tą dużą kieszenią, spokojnie plecak sprawdzi się również w bardzo długich biegach górskich.

Przód plecaka posiada 4 kieszonki, w tym jedna kieszeń przeznaczona jest na mocowanie kijków, ale gdy nie biegnie się z kijkami, można ją wykorzystać jako np. miejsce na kubek.
Kijki mocowałam na przodzie zgodnie z zaleceniem producenta, ale nie jestem przyzwyczajona do tego by tak dużo rzeczy mieć z przodu, więc bywało, ze i kijki wrzucałam złożone do głównej komory plecaka. Choć wiem, że czas nauczyć się biegać z kijkami z przodu planując swój powrót na biegi ULTRA.
Dwie kieszenie na pasach są tej samej wielkości, więc jedną ja wykorzystuję sobie na telefon (do kieszeni zamykanej ciężko wchodzi, więc ta większa jest idealna), drugą kieszeń wykorzystuję na softflaska. Plecak posiada bardzo wygodne „plecy”. Całościowo, gdy dobrze się go dopasuje do „pakunku wewnątrz” i do swojego ciała jest bardzo wygodny.

Dodatkowym plusem plecaka jest gwizdek przymocowany do plecaka.
Ogólnie plecak bardzo fajny do biegania, również na trekking bo tak też go wykorzystywałam.

Dla mnie jedynym minusem plecaka jest brak odblasków.
Polecam plecak wszystkim, którzy planują w najbliższym czasie zakup plecaka biegowego.#
#deuter #deuterascender #deuterpolska #deuterforever #małopolskabiega #maniabiegania #biegaczka #wracamdoformy #bieganie #biegifgórskie
utworzone przez Zgaga | lip 5, 2023 | Testowany sprzęt
Test plecaka multisportowego CAMELBAK OCTANE 12.
Od kilku miesięcy testuję nowa wersję plecaka multisportowego CAMELBAK OCTANE 12.

Kilka lat temu, gdy jeszcze funkcjonował mój sklep biegowy NORAFSPORT posiadaliśmy w asortymencie plecaki CAMELBAK, w tym również OCTANE. Jednak wcześniejsza wersja OCTANE bardzo różniła się od tej teraz, i była przeznaczona głównie na rowery.
Zmieniło się bardzo dużo – od kształtu plecaka po jakość ( w tym grubość i oddychalność) materiałów użytych do produkcji plecaka.

Plecak, który testowałam ma pojemność 12 l, więc to dość spory plecak. Pewnie Ci zatwardziali ultrasi używali by go tylko na biegi powyżej 50 km, ale ja lubię mieć komfort, i jednak sporo rzeczy pakuję do plecaka na wycieczki biegowe czy dłuższe wybiegania (tym gdy są upały dość duże ilości wody).
Plecak używałam na razie na dystansach od 15 do 30 km.

Ten model plecaka powinien spodobać się szczególnie tym biegaczom, którzy byli fanami dawnej wersji plecaka CAMELBAK ULTRA 10.
Plecak ma fajnie lekko usztywniane plecy, dzięki czemu układa się dobrze na plecach, ale nie wbijają się w nie rzeczy wrzucone do plecaka. Nowoczesny bidon, który jest w komplecie z plecakiem to totalny SZTOS! Usztywniony z jednej strony dzięki czemu nie czujesz, że np. przy 2 litrach wody część plecaka jest wybrzuszona. Do tego nowoczesne zapinanie poprzez zabezpieczony przed wyciekaniem wody zamek, ułatwia szybkie napełnianie (co w porównaniu ze starymi zakręcanymi bidonami jest wielkim krokiem na przód w udoskonalaniu sprzętu).
Główna komora plecaka mieści naprawdę dużo, więc spokojnie może być to plecak przeznaczony na biegi 100 km czy powyżej 100 mil. Komora ta jest zamykana, natomiast sporo można włożyć jeszcze do dużej kieszeni, która znajduje się z tyłu plecaka, oraz do dwóch pobocznych kieszonek, z których jedna jest mniejsza, druga większa. Plecak dzięki nowszym dodatkom, bardzo łatwo się reguluje na ciele. W głównej komorze jest jeszcze mała kieszonka zamykana na zamek, gdzie np. można schować sobie klucze.

W przednich kieszonka można dać sobie telefon, i jakąś kaskę (jest obok dużej kieszeni, mała kieszonka zamykana na zamek), czy żele (na każdym pasku ramiennym plecaka są kieszonki).
Plecak posiada z tyłu loga odblaskowe, a na ramionach również odblaskowe wszywki z logiem.
Z racji tego, że w sumie, nie biegałam i nie robiłam wycieczek biegowych w wysokich górach, nie używałam kijków, więc jeszcze systemu montowania kijków nie sprawdziłam.
Plecak Camelbak Octane 12 jest w wersji uniex, ale dzięki dobrze funkcjonującemu systemowi zapinania i regulacji można łatwo i szybko dostosować na inną osobę. Np. Mój partner biega z tym samym modelem plecaka i po dobrym uregulowaniu jego, siedzi na nim doskonale.
Z plecakiem jeździłam kilka razy na rowerze, i tu również fajnie się sprawdza.

Myślę, że będzie to również fajny plecak, dla kogoś kto lubi nie tylko bieganie czy rower ale i wycieczki górskie.
Dla mnie ma dwa minusy: pierwszy, to taki, ze gdy plecak jest tylko z kurtką czy czymś lekkim i nie jest obciążony, jest za bardzo pod szyją z tyłu, w sensie za wysoko (ale tu wystarczy dodać parę rzeczy czy bidon z wodą i już idzie trochę na dół, co już jest ok), drugi minus, to brak przymocowanego gwizdka, co jest niby niedużym problemem, ale jednak gdy ma się schowany gwizdek i pierze plecak, a potem zapomina o nim.
Generalnie plecak bardzo polecam, szczególnie tym, którzy planują długie biegi ultra.

Tak przedstawia się opis producenta plecaka sportowego CAMELBAK OCTANE 12
MULTISPORTOWY PLECAK CAMELBAK OCTANE™ 12
Octane to grupa produktów zaprojektowana z myślą o ludziach, którzy szukają plecaków praktycznych, dobrze przylegających, nadających się do aktywności takich jak bieganie po górach, speed hiking, czy klasycznych wędrówek górskich. Plecaki Octane posiadają bardzo dobre dopasowanie i liczne kieszenie szybkiego dostępu, dzięki czemu stają się niezwykle uniwersalne i wygodne.
Octane 12 to wielofunkcyjny plecak sportowy. Posiada w zestawie bukłak o pojemności 2L oraz podwójny pas piersiowy z regulacją wysokości. Na pasach, z przodu plecaka znajdują się praktyczne kieszenie na m. in telefon, żywność oraz miękki bidon flask.
Cechy produktu:
- system nawadniania: CameBak Fusion™ Reservoir 2L
- oddychający materiał 3d Vent Mesh
- podwójny pas piersiowy z regulacją
- dedykowane miejsce na kije trekkingowe (gumowe zaczepy)
- elastyczna kieszeń na kurtkę lub akcesoria
- elementy odblaskowe
Specyfikacja produktu:
- waga: 540g
- pojemność całkowita: 12l
- pojemność bagażowa: 10l
- wymiary: 46 x 22 x 14.5cm
- dopasowanie: 84-119cm (obwód klatki piersiowej)
#camelbak #camelbakoctane12 #plecakbiegowy #testplecakabiegowego
utworzone przez Zgaga | cze 26, 2022 | Bez kategorii
Przeprowadzka do Krużlowej sprawiła, że zaczynam poznawać nowe fajne miejsca biegowe. Co jakiś czas będę wrzucała wycieczkę z dokładniejszym opisem, może ktoś z Was kiedyś będzie chciał przebiec trasami, które odkrywam.
Dzisiaj postanowiliśmy przebiec z przełęczy pomiędzy górami, które widzimy z okna (Jodłowa Góra i Rosochatka -Beskid Niski) niebieskim szlakiem w kierunku Krynicy Zdrój.

Z przełęczy Wilczy Dół -pobiegliśmy w kierunku Rosochatki, z której po zbiegu ponad 4 km ciągnął się asfalt zanim weszliśmy w las by podążać w kierunku kolejnego szczytu jakim była góra -Jaworze. Generalnie asfalt nie jest dla mnie problemem i ostatnio sporo biegam po asfalcie, ale dzisiaj w temperaturze 30C w cieniu był to już problem.

W Ptaszkowej za kościołem niebieski szlak skręca w prawo i tak oto ponownie po kilkuset metrach znaleźliśmy się w lesie, gdzie bardzo przyjemnymi ścieżkami dotarliśmy do wieży widokowej na Jaworzu.
A stamtąd rozciągają się cudne widoki ::)

Z Jaworza w totalnym skwarze podążyliśmy w kierunku Kamiannej. Tu podejście pod wyciąg dało mocno w kość. 
Stamtąd niebieskim szlakiem do drogi asfaltowej, skąd ostatnie 6 km trzeba było dostać się drogą asfaltową.
Za nami ok 31 km – i świetne widoki. Do tego trasy bez tłumów, na całej trasie spotkaliśmy ok 10 osób.
Planowaliśmy wrócić do Ptaszkowej pociągiem, ale czas przejazdu z Krynicy do Ptaszkowej, który trwał prawie 3 godziny nas przestraszył. Niemniej jednak jeżeli ktoś ma czas i lubi takie wycieczki – to warto podjechać samochodem do Ptaszkowej i wrócić pociągiem, który jedzie po przepięknej trasie.
Pozdrawiamy
Aga & Mike

#running #bieganie #beskidniski



Najnowsze komentarze