Test plecaka multisportowego CAMELBAK OCTANE 12

Test plecaka multisportowego CAMELBAK OCTANE 12

Test plecaka multisportowego CAMELBAK OCTANE 12.

 

Od kilku miesięcy testuję nowa wersję plecaka multisportowego CAMELBAK OCTANE 12.

 

Kilka lat temu, gdy jeszcze funkcjonował mój sklep biegowy NORAFSPORT posiadaliśmy w asortymencie plecaki CAMELBAK, w tym również OCTANE. Jednak wcześniejsza wersja OCTANE bardzo różniła się od tej teraz, i była przeznaczona głównie na rowery.

Zmieniło się bardzo dużo – od kształtu plecaka po jakość ( w tym grubość i oddychalność) materiałów użytych do produkcji plecaka.

Plecak, który testowałam ma pojemność 12 l, więc to dość spory plecak. Pewnie Ci zatwardziali ultrasi używali by go tylko na biegi powyżej 50 km, ale ja lubię mieć komfort, i jednak sporo rzeczy pakuję do plecaka na wycieczki biegowe czy dłuższe wybiegania (tym gdy są upały dość duże ilości wody).

Plecak używałam na razie na dystansach od 15 do 30 km.

Ten model plecaka powinien spodobać się szczególnie tym biegaczom, którzy byli fanami dawnej wersji plecaka CAMELBAK ULTRA 10.

Plecak ma fajnie lekko usztywniane plecy, dzięki czemu układa się dobrze na plecach, ale nie wbijają się w nie rzeczy wrzucone do plecaka. Nowoczesny bidon, który jest w komplecie z plecakiem to totalny SZTOS! Usztywniony z jednej strony dzięki czemu nie czujesz, że np. przy 2 litrach wody część plecaka jest wybrzuszona. Do tego nowoczesne zapinanie poprzez zabezpieczony przed wyciekaniem wody zamek, ułatwia szybkie napełnianie (co w porównaniu ze starymi zakręcanymi bidonami jest wielkim krokiem na przód w udoskonalaniu sprzętu).

Główna komora plecaka mieści naprawdę dużo, więc spokojnie może być to plecak przeznaczony na biegi 100 km czy powyżej 100 mil. Komora ta jest zamykana, natomiast sporo można włożyć jeszcze do dużej kieszeni, która znajduje się z tyłu plecaka, oraz do dwóch pobocznych kieszonek, z których jedna jest mniejsza, druga większa. Plecak dzięki nowszym dodatkom, bardzo łatwo się reguluje na ciele. W głównej komorze jest jeszcze mała kieszonka zamykana na zamek, gdzie np. można schować sobie klucze.

W przednich kieszonka można dać sobie telefon, i jakąś kaskę (jest obok dużej kieszeni, mała kieszonka zamykana na zamek), czy żele (na każdym pasku ramiennym plecaka są kieszonki).

Plecak posiada z tyłu loga odblaskowe, a na ramionach również odblaskowe wszywki z logiem.

Z racji tego, że w sumie, nie biegałam i nie robiłam wycieczek biegowych w wysokich górach, nie używałam kijków, więc jeszcze systemu montowania kijków nie sprawdziłam.

Plecak Camelbak Octane 12 jest w wersji uniex, ale dzięki dobrze funkcjonującemu systemowi zapinania i regulacji można łatwo i szybko dostosować na inną osobę. Np. Mój partner biega z tym samym modelem plecaka i po dobrym uregulowaniu jego, siedzi na nim doskonale.

Z plecakiem jeździłam kilka razy na rowerze, i tu również fajnie się sprawdza.

Myślę, że będzie to również fajny plecak, dla kogoś kto lubi nie tylko bieganie czy rower ale i wycieczki górskie.

Dla mnie ma dwa minusy: pierwszy, to taki, ze gdy plecak jest tylko z kurtką czy czymś lekkim i nie jest obciążony, jest za bardzo pod szyją z tyłu, w sensie za wysoko (ale tu wystarczy dodać parę rzeczy czy bidon z wodą i już idzie trochę na dół, co już jest ok), drugi minus, to brak przymocowanego gwizdka, co jest niby niedużym problemem, ale jednak gdy ma się schowany gwizdek i pierze plecak, a potem zapomina o nim.

Generalnie plecak bardzo polecam, szczególnie tym, którzy planują długie biegi ultra.

Tak przedstawia się opis producenta plecaka sportowego CAMELBAK OCTANE 12

MULTISPORTOWY PLECAK CAMELBAK OCTANE™ 12

Octane to grupa produktów zaprojektowana z myślą o ludziach, którzy szukają plecaków praktycznych, dobrze przylegających, nadających się do aktywności takich jak bieganie po górach, speed hiking, czy klasycznych wędrówek górskich. Plecaki Octane posiadają bardzo dobre dopasowanie i liczne kieszenie szybkiego dostępu, dzięki czemu stają się niezwykle uniwersalne i wygodne.

Octane 12 to wielofunkcyjny plecak sportowy. Posiada w zestawie bukłak o pojemności 2L oraz  podwójny pas piersiowy z regulacją wysokości. Na pasach, z przodu plecaka znajdują się praktyczne kieszenie na m. in telefon, żywność oraz miękki bidon flask.

Cechy produktu:

  • system nawadniania: CameBak Fusion™ Reservoir 2L
  • oddychający materiał 3d Vent Mesh
  • podwójny pas piersiowy z regulacją
  • dedykowane miejsce na kije trekkingowe (gumowe zaczepy)
  • elastyczna kieszeń na kurtkę lub akcesoria
  • elementy odblaskowe

Specyfikacja produktu:

  • waga: 540g
  • pojemność całkowita: 12l 
  • pojemność bagażowa: 10l
  • wymiary: 46 x 22 x 14.5cm
  • dopasowanie: 84-119cm (obwód klatki piersiowej)

#camelbak #camelbakoctane12 #plecakbiegowy #testplecakabiegowego

 

Wycieczka biegowa -Wilczy Dół (Posadowa) -Krynica niebieskim szlakiem

Wycieczka biegowa -Wilczy Dół (Posadowa) -Krynica niebieskim szlakiem

Przeprowadzka do Krużlowej sprawiła, że zaczynam poznawać nowe fajne miejsca biegowe. Co jakiś czas będę wrzucała wycieczkę z dokładniejszym opisem, może ktoś z Was kiedyś będzie chciał przebiec trasami, które odkrywam.

Dzisiaj postanowiliśmy przebiec z przełęczy pomiędzy górami, które widzimy z okna (Jodłowa Góra i Rosochatka -Beskid Niski) niebieskim szlakiem w  kierunku Krynicy Zdrój.

Z przełęczy Wilczy Dół -pobiegliśmy w kierunku Rosochatki, z której po zbiegu ponad 4 km ciągnął się asfalt zanim weszliśmy w las by podążać w kierunku kolejnego szczytu jakim była góra -Jaworze. Generalnie asfalt nie jest dla mnie problemem i ostatnio sporo biegam po asfalcie, ale dzisiaj w temperaturze 30C w cieniu był to już problem.

W Ptaszkowej za kościołem niebieski szlak skręca w prawo i tak oto ponownie po kilkuset metrach znaleźliśmy się w lesie, gdzie bardzo przyjemnymi ścieżkami dotarliśmy do wieży widokowej na Jaworzu.

A stamtąd  rozciągają się cudne widoki ::)

Z Jaworza w totalnym skwarze podążyliśmy w kierunku Kamiannej. Tu podejście pod wyciąg dało mocno w kość.

Stamtąd niebieskim szlakiem do drogi asfaltowej, skąd ostatnie 6 km trzeba było dostać się drogą asfaltową.

Za nami ok 31 km – i świetne widoki. Do tego trasy bez tłumów, na całej trasie spotkaliśmy ok 10 osób.

Planowaliśmy wrócić do Ptaszkowej pociągiem, ale czas przejazdu z Krynicy do Ptaszkowej, który trwał prawie 3 godziny nas przestraszył. Niemniej jednak jeżeli ktoś ma czas i lubi takie wycieczki – to warto podjechać samochodem do Ptaszkowej i wrócić pociągiem, który jedzie po przepięknej trasie.

Pozdrawiamy

Aga & Mike

#running #bieganie #beskidniski

 

RUN WISŁA 2020 oczami matki biegnącej z wózkiem

RUN WISŁA 2020 oczami matki biegnącej z wózkiem

Pomysł na bieg Run Wisła 2020 powstał podczas kwietniowych obostrzeń związanych z koronawirusem. Spacerując z dala od ludzi po ścieżce na wałach Wiślanych stwierdziłam, że fajnie by było zrobić taki bieg z Warszawy do Krakowa po wałach wiślanych ( trzy lata temu wraz z Michaelem biegłam część jego projektu Run Wisła od początku Wisły do jej ujścia ok 1200 km).

Tym razem ustaliliśmy, że nie będzie to bieg na czas a rozbijemy go na kilka dni i zrobimy w fajnym celu.

Sytuacja „zamkniętych” przez rządowe rozporządzenia ludzi, oraz jeszcze bardziej chore hasło #zostańwdomu powodowały wzrost zachorowań na depresję, wściekłość … nie było zatem trudno nadać cel naszemu projektowi:

RUN WISŁA 2020 – bieg dla zdrowej psychiki.

Początkowo plan był dość hardocorowy (patrząc już po zakończeniu projektu, było to raczej nie do wykonania). Michael miał biec bez supportu, tylko z plecakiem i Greg, jego syn miał jechać na rowerze z sakwami i rzeczami na przebranie. Ta opcja jednak została szybko zmieniona i udało nam się dograć wszystko tak by był support i bym ja też mogła trochę pobiegać z Matim w wózku.

Run Wisła 2020 – bieg dla zdrowej psychiki rozpoczął się 18 lipca, a my dojechaliśmy do Dęblina 19 lipca w niedzielę, gdzie udało mi się zrobić „mini ” kawałek biegowy na start mojego w nim uczestnictwa. Gorąco było jak cholera, ale zrobienie ok 5 km to pestka….

Kolejny dzień zapowiadał się równie ciepły, wyszedł na upalny i chyba największym błędem tego etapu był start o godzinie 8 rano a nie o 5 czy 6, pomimo krótkiego dystansu bo odległość z Dęblina do Kazimierza Dolnego wynosi ok 37 km.

Generalnie planowałam ten odcinek zrobić cały – ale bulwary wiślane w tej części tylko w kilku miejscach nadają się do biegania z wózkiem. W większości są one pozarastane, nieskoszone – czasem trudno nawet rowerem przejechać 🙁

 

 

A mogłaby być naprawdę fajna trasa rekreacyjna na rowery … na przykład zamiast płacić za chińskie maseczki, które przyleciały Antonowem… ale to już inny temat 😉

Początek zupełnie nie nadawał się na nasze bieganie, więc Michaelowi i Darkowi towarzyszyli na rowerach Greg z Kubą, Ja zaczęłam w około połowie trasy. Biegło mi się fajnie i lekko, niestety Michael już był spalony słońcem i z każdym kilometrem było coraz ciężej. Tuz przed końcem etapu ja miałam problem (babski więc rozpisywać się nie będę), ale z pomocą biegaczy biegusiem.pl udało nam się dotrzeć do mety tego etapu.

Kolejny, czwarty dzień biegu chłopaki rozpoczęli już wcześnie bo ok 5 rano. Trasa Kazimierz Dolny – Józefów nad Wisłą.

Tu początek prowadził drogą asfaltową i później zarośniętymi bulwarami, więc też nie było opcji pobiegnięcia z wózkiem, za to czekając na 2 punktach odżywczych zjadłam sporą ilość wiśni…:)

Również tutaj rozpoczęłam bieg od drugiej połowy…

Wózek biegowy X-lander prowadzi się lekko, więc te dodatkowe słodkie kilogramy nie są większym obciążeniem podczas biegania (no może z wyjątkiem pchania pod górę). Do tego dobrze dopasowana moskitiera uniemożliwiała atak komarów na młodego, a france jedne atakowały pomimo psikania offami i innymi takimi spreyami.

Niestety fragment trasy do Józefowa nad Wisłą musieliśmy przebiec ulicą, gdyż nie było możliwości przebiegnięcia wałami… i właśnie wtedy młody powiedział: STOP. Rozpoaczął się etap ostatnich ok 5 km- trochę z płaczem, trochę z jazdą, trochę z noszeniem… ale udało się i Józefów nad Wisłą zaliczyliśmy pomimo małych problemów „płaczowych” 🙂

Tutaj należało porządnie się nawodnić i wznieść toast za kolejny udany etap – a Hotel Bursztynowy to doskonałe miejsce na relaks po takim etapie.

Niestety kolejne 2,5 etapu nie były dla mnie… do Józefowa nad Wisłą do granicy Małopolski nie dało się w ogóle biec z wózkiem. Pozarastane wały, omijanie wąskimi asfaltowymi dróżkami, po których zmieści się maxymalnie jeden samochód wyłączyły mnie z biegu. Udało się mi przebiec część do Opatowaca ok 25 km, gdzie naprzecie nam wyleciał krezji biegacz Andrzej.

Biegło mi się super, choć spora część była w największym słońcu. Na szczęście osłonka przeciwsłoneczna i lekki wiaterek pozwoliły na to, że Mati, nie odczuwał tak jak my tego żaru.

Michael walczył dzielnie, choć tu już miał kilka kontuzji, a najgorszą było coraz bardziej bolące zapalenia przyczepu mięśnia piszczelowego (chyba tak się to nazywa).

Przyznam szczerze – bałam się o kolejny, ostatni dzień. Nie chodziło o to czy mięśnie wydolą, bo to wiedziałam, że problemów nie będzie, ale czy nie pogorszy się stan stopy, bo ładnie to nie wyglądało.

Nocleg mieliśmy ok 20 km od Opatowca, gdzie by przebiec na drugą stronę i biec dalej asfaltowym wałem, musieliśmy przeciąć Dunajec (Opatowiec tu Dunajec wpływa do Wisły).

Do kolejnego etapu dołączyli nas znajomi Cal i Łukasz, którzy biegli z Michaelem i Darkiem prawie cały dystans.

Rozpoczęli bardzo wcześnie rano bo po raz kolejny zapowiadało się upalnie. Ten dzień był najcięższym dniem dla Michaela, stopa bolała go bardzo – ale jakoś dawał radę. My dołączyliśmy się na ok 10 km, niestety od rana mały nie chciał współpracować, więc z problemami, i nowym sposobem stania w wózku (producenci z pewnością nie pochwalali by takiej pozycji) – dotarliśmy do Niepołomic, gdzie spotkali nas biegacze z przesympatycznej drużyny Niepołomice biegają!

W tym momencie my wróciliśmy do Krakowa autem, ogarnęliśmy i uspokoiliśmy dzidzię i ruszyliśmy naprzeciw ekipie. Ostatnie 5 km było mocne, a sprint kilkaset metrów przed finishem naprawdę mocny. Chłopaki dali radę, ekipa dała radę, my daliśmy radę:)

Przed startem biegu planowałam przebiec minimum 150 km – jednak możliwości wałów wiślanych szybko pozbawiły mnie złudzeń.Pozostaje bieganie i dorabianie kilometrów w Krakowie… 😉

Tak czy siak miło było spotkać tyle sympatycznych twarzy po drodze…

Do zobaczenia gdzieś na biegach lub trasach biegowych.

 

 

A wszystkich zapraszamy na nasz sierpniowy bieg 100 miles of Beskid Wyspowy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

NORAFTRAIL- rekonesans nowej trasy Noraftrail 40

NORAFTRAIL- rekonesans nowej trasy Noraftrail 40

Pierwszy weekend stycznia  – temperatura +6/+8C… idealna pora by ruszyć na trasę nowego biegu Noraftrail 40.

Bieg startuje po raz pierwszy w ramach jesiennej edycji NORAFTRAIL BIEGI GÓRSKIE W BESKIDZIE WYSPOWYM, ktore to odbędą się 22.09.2018 w okolicach Mogielicy (baza zawodów Zalesie – Wypożyczalnia Sprzętu Sportowego).

Wiedząc, że 40 km to jednak kawałek jest postanowiłam wcześniej podjechać na dalszą część trasy i zostawić sobie wodę bym nie musiała dźwigać wszystkiego w plecaku (a, że 06.01 – to Święto Trzech Króli i jedyny sklep na trasie biegowej był zamknięty, trzeba było pozostały prowiant zabrać ze sobą i pozostawić wody pochowane w swoich „skrytkach”)

(Foto – widok  na Łopień tuż po wschodzie słońca)

Wystartowałam z po godzinie 9 rano. Cel: przygotowanie trucka z mapą i profilem by umieścić na stronie Noraftrail jeszcze przed startem zapisów (10.01.2018).

Pierwsze ok półtorej kilometra biegniemy lasem dość szeroką ścieżką (jest ich kilka obok, więc w czasie zawodów wybierzemy najmniej „błotną i rozjechaną”), po czym wybiegamy na asfalt i po ok 20 metrach skręcamy na prawo w drogę asfaltową ( tu asfaltu mamy z jakieś 300 metrów) i po  wbijamy się w ścieżkę leśną biegnąc na górę Dzielec.

(Foto- tuż przed skrętem na prawo na Dzielec czasem można dojrzeć Tatry)

 

Z tej części trasy rozciągają się przepiękne widoki na Słopnice i okoliczne górki.

Leśnymi ścieżkami biegniemy do ujęcia wody w Słopnicach na Dzielcu stamtąd do Słopnic do Osiedla Podmogielicą.

Dalej ok kilometra biegniemy asfaltem mijając mały drewniany kościół po lewej stronie.Skręcamy w prawo na most i zaraz za nim  kierujemy się w górę najbardziej lewą ścieżką ( nie odbijamy w kierunku szkoły).

W pewnym momencie dołączamy się do żółtego szlaku łączącego Mogielicę z Łopieniem. W tym momencie skręcamy na prawo i szeroką drogą zamieniającą się po krótkiej chwili w asfalt dobiegamy do głównej drogi asfaltowej biegnącej na Przełęcz Rydza-  Śmigłego.W tym miejscu czyli ok 13 km będzie znajdował się punkt pierwszy odżywczy.

Skręcamy w kierunku Słopnic – czyli na prawo. Biegniemy kilkadziesiąt metrów i przez drewniany most pniemy się po raz pierwszy na Łopień. Fragment wąwozu, którym wspinamy się do stokówki na Łopieniu jest dość konkretny. Jest to pierwsza wyrypa łopieniowa, ale spokojnie – jeszcze nie najgorsza…;)

Po ok 1 km  – może ciut mniej docieramy do szerokiej stokówki (autostrada leśna;)). Tu ja zrobiłam sobie małą przerwę na jedzonko… w takich warunkach to niezła frajda.

Dalej w dół stokówką… było nieźle ślisko i tu po raz pierwszy cieszyłam się z tego, że wzięłam buty z kolcami, dzięki którym mogłam spokojnie i bez strachu lecieć w dół nie bojąc się poślizgu.

Stokówka łączy się znowu z tą sama drogą od której odbiliśmy… i tu na jesiennych biegaczy będzie czekała pierwsza kontrola łopieniowa… 😉

Ze stokówki skręcamy na drogę w lewo i podążamy dalej żółtym szlakiem aż do wiaty pod Łopieniem od strony Tymbarku.

Biegnąc źółtym szlakiem mamy widok na Tymbark i góry Paproć oraz Zęzów.

Dobiegamy do wiaty – gdzie jest połączenie szlaków. Fragment biegniemy czarnym szlakiem w kierunku szczytu Łopienia.

W pewnym momencie przy II ujęciu wody pitnej szlak odbija na prawo a my ostrą, chyba najostrzejszą wyrypą zwaną „wyrypa Jarka” wspinamy się na jeden ze szczytów Łopienia. Ostre 500 metrów daje popalić łydkom konkretnie – ale frajda jest …szczególnie gdy się zjeżdża w dół bo błoto jest mega…gdy już wyrypa się zakończy docieramy do „chatki”, gdzie może kogoś spotkacie z obsługi biegu..

.

Na tym  fragmencie będzie jedna tajna kontrola – całkiem śmieszna  – ale o niej dowiecie się tuz przed startem 😉

Od chatki kawałek lecimy góra Łopienia i skręcamy w prawo drogą rowerową, która dołącza się do czarnego szlaku, z którego tuż przed wyrypą zeszliśmy. Czarnym szlakiem pniemy się w góre – to ostatnie już 3 podejście pod szczyt Łopienia – tym razem wylądujemy obok krzyża.

Mi się udało – Łopień wyglądał przepięknie… zamiast biec czy iść chciałam tylko pstrykać foty.

 

Łopień w  swej krasie…. nic tylko się delektować…

 

Z Łopienia zbiegamy zielonym szlakiem i jego trzymamy się aż do parkingu na Wyrębiskach.

Na Przełęczy Rydza – Śmigłego po raz kolejny ładuję schowaną wcześniej wodę i zaczyna się ponad 3 km wspinaczka na szczyt Mogielicy…

A widoczki coraz piękniejsze – słońce zaczyna grać z chmurami tworząc niesamowite obrazy.

 

Trochę w nogach już było – i czułam lekkie zmęczenie – ale o dziwo jakoś szybko udało się wejść na Mogielicę. Wcześniejs potykając koleżanke – biegaczkę Natalię. We dwójkę raźniej i przyjemniej:)

A gra kolorów pod Mogielica coraz intensywniejsza…

 

 

 

Jeszcze tylko kawałeczek i mamy wieżę widokową. Trasa biegu wprawdzie tam nie prowadzi, ale ja nie moglam się oprzeć. Truck pause… i do góry na wieżę… a tam bajka…

Po zejściu z wieży szybki zbieg zielonym szlakiem do parkingu i tam leśnymi ściażkami i ok 200 metrów asfaltem podążamy w kierunku mety biegu.

Przy wejściu z asfaltu w las o zachodzie słońca …

 

Cała trasa to ok 40 km – przewyższenia w górę 1728 m.

 

 

NORAFTRAIL   – BIEGI GÓRSKIE W BESKIDZIE WYSPOWYM www.noraftrail.pl

NORAFSPORT- SKLEP DLA BIEGACZY www.norafsport.pl

Małopolska Biega-  biegi w Małopolsce www.malopolskabiega.pl

 

 

 

 

 

 

Nizkotatranska stichacka 2017 – nauka pokory….

Nizkotatranska stichacka 2017 – nauka pokory….

Tego biegu nie planowałam wcześniej – nawet nie słyszałam o tym biegu wcześniej.

Dzięki temu, iż otrzymaliśmy pakiety startowe od Run and Trawel  mogliśmy z Robertem wziąć udział w czymś wyjątkowym – w czymś co było całkowicie inne niż wszystkie dotychczasowe biegi w jakich brałam udział – a trochę tego jednak było. A wyjątkowość tego polegała przede wszystkim na tym, że mogliśmy przebiec praktycznie całą granią  Tatr Zachodnich w warunkach od słonecznej gorącej pogody po silny wiatr , mgłę i temperaturę  ciut powyżej 0C- ale od początku…

 

 

20134394_885385494934001_757179384_n

DOJAZD:

Trochę nie mogliśmy zrozumieć  jak ma wyglądac dojazd z mety na start lub na odwrót więc postanowiliśmy wziąć dwa samochody. Mój zostowł w Donowaly  – a Roberta samochodem pojechaliśmy do Telegartu, gdzie było biuo zawodów i start z rana w sobotę.

ODPRAWA

Jako organizator sama niestety zwykle zlewałam odprawy przed biegiem(przecież i tak już wszystko wiem) i dobre przygotowanie obowiązkowego wyposażenia (przygotowane zawsze miałam, ale nie zawsze tak jak to powinno być) – dla mnie zawsze ważny był telefon numer startowy o folia nrc. Ale gdy poszliśmy na odprawę przed NTS 2017 postanowiłam skupić się bardzo by coś z języka naszych najbliższych sąsiadów zrozumieć.

20170714_210645

Wyposażenie obowiązkowe tak zlewane przez biegaczy … w Tatrach Niskich nie można sobie pozwolić na brak jakiejkolwiek z pozycji na liście. Po pierwsze kurtka z kapturem – ok – jest dla mnie niezbyt jasne posiadanie kurtki z kapturem w naszych Beskidach, ale gdy mamy do czynienia z Tatrami i wysokością ok 2000 mnpm to już inna bajka.

I uwierzcie  – kurtka nawet nie biegowa a trekkingowa była dla mnie zbawieniem, gdy na Chopoku wicher pizgał niemiłosiernie. Cieszyłam się, że nie ma przestrzeni pomiędzy kurtką a czymś co mam na głowie – czapka, opaska czy bandnka – nieważne – kaptur dawał dodatkowa ochronę.

Apteczka – oprócz obowiązkowego bandaża elastycznego i zwykłego i gazy oraz opatrunków należało mieć coś na odkażanie. Czytając regulamin pomyślałam, że świrują – wymagania z kosmosu… dopóki nie rozwaliłam na ok 35 km palca i nie straciłam sporo krwi, a „medyk Robert” dzięki temu, iż w apteczce było wszystko niezbędne doskonale odkaził ranę i zatamował krwawienie z palca.

20179561_885384158267468_926862976_n

 

Gwizdek – nie był użyłam – ale myślę, że w tych warunkach  (II połowa trasy) – czyli bardzo silny wiatr (=szum) + gęsta mgła … gwizdek mógłby być użyty np do odnalezienie partnera – tak gęsta mgła była i silny wiatr …

 

Ale ok – trasa biegu przepiękna. Wystartowaliśmy spokojnie. Mocne przeziębienie, zatkane ucho i nie dokońca zregenerowane mięśnie po ostatnich etapach z Michaelem na Run Wisła – spowodowały, że postanowiliśmy obrac taktyke: lecę na spokojnie i równo – cieszymy się trasą i podziwiamy przyrodę.

IMG_6540

 

Trasa ciężka bo ponad 5 tys przewyższenia w górę. Ale dzięki temu, iż tempo mieliśmy spokojnie- nie było totalnego wycieńczenia …przynajmniej na początku. Na początku biegu mieliśmy również fajne warunki. Trochę słońca, trochę wiatru, trochę deszczu (ale takiego lekkiego na orzeźwienie).

Na Karlovą Górę dostaliśmy się w miarę szybko – tam był pierwszy punkt odżywczy. Szybkie picie, mała przegryzka i dalej w drogę –  chwilową samą granią…

 

20170715_061317-PANO

 

20170715_171125

Szło nam w miarę ok do momentu, gdy nie zaczęła się przygoda z tym palcem. Mały upadek a tyle krwi… generalnie palec nie bolał, ale bolało samo pulsowanie krwi. I przez to musiałam iść z jednym kijkiem i palcem trzymanym na wysokości biodra, gdyż jak dawałam niżej krew zaczynała znowu mocno pulsować i trochę bolało.

Kolejne punkty zaliczaliśmy w miarę równo i spokojnie… pogoda raz słońce, raz deszcz… cały czas wiatr….

 

20136566_885384298267454_969195652_n

 

 

Na przepaku trochę czasu zajęło nam ogarnięcie się – ale opatrunek na palcu był zmieniony, zupka zjedzona, woda uzupełniona… kilka par zostało na tym punkcie…

Z przepaku było dość mocne podejście w rozpoczynające się wysokie NISKIE TATRY.

A tam rozpoczęła się wielka przygoda… coraz chłodniej – coraz częściej pojawiała się gęsta mgła…

20134547_885384484934102_1140175836_n 20134427_885384658267418_450235754_n

 

Tuż przed Chopokiem dotarliśmy do jednego z końcowych punktów  – oj było tam ciężko. Po pierwsze dlatego, że ostatnie fragmenty były po ścieżkach skalnych – niektóre z dośćnśliskim mchem i do tego ten mega silny wiatr… on był najgorszy.

0015697-kopie

0015699-kopie

 

Na szczęście w schronisku można było kupić całkiem fajne jedzonko, dzięki któremu ożyłam….

20170715_191903

 

Po Chopoku- zaczęły się niezłe jazdy…. coraz częściej w tej mgle patrzyliśmy na trucka w zegarku …

I wiedząc, że podążamy do kolejnego punktu w tej mgle skupialiśmy się by lecieć spokojniej, ale patrzeć na szlak.

Gdy zaczęły się znakowania organizatora – zakaz biegu jedną ścieżką, która podobno miała być zamknięta – polecieliśmy do rozwidlenia za taśmami – a tam na słupie taśma… która nie mówiła za wiele gdzie iść. W takich wypadkach patrzyliśmy na trucka, i tym razem tez tak zrobiliśmy… ale niestety zgodnie z tym co potem mówił organizator mieliśmy tam skręcić na punkt… przed nami błyskały światełka… więc poszliśmy za nimi – a to okazało, się, że to biegacze, którzy wyszli z oddalonego kawałek od szlaku punktu… gdy ich dogoniliśmy okazało się, że mineliśmy punkt ( a dogoniliśmy ich po ok 4-5 km od momentu gdy pierwszy raz ich światełka zobaczyliśmy) – wiedziałam, ze na ok 85 km nie damy rade w tych warunkach zrobić dodatkowych ok 10 km by się cofnąc odbić i wrócić… zadzwoniliśmy wtedy do organizatora by powiedzieć co i jak… i by nas nie szukali…. niemniej jednak 3 godziny kary dostaliśmy co uważam, że nie było słuszne zważając na warunki i na to, że postępowaliśmy zgodnie z zaleceniami orgów – czyli trzymaniem się trucka…. który zresztą później zwariował całkowicie nie łapiąc gps.

Na ostatnim punkcie – szyba wymiana bandaża na palcu i ostatnie wydawało by się podejście…ależ jakie to było podejście. Wisienką na torcie była „mini” górka na profilu „mini” okazała się  podobnym podejsciem jak czarny szlak na Luboń Wielki z Glisnego… totalny wpierdol na koniec.

Ale co my nie damy rady? Pewne, ze daliśmy – może nie w zakładanym przez nas czasie – ale po 21;44 godzinach dotarliśmy na mete, gdzie czekał na nas pyszny ciepły posiłek i obowiązkowo tym razem już alkoholowe piwko…

 

Wnioski:

  1. słuchać organizatorów, brać wszystko ze sobą a nawet więcej…
  2. Używać mapy – nie być w 100% uzależnionym od trucka – który jak widać pewnie zgłupiał we mgle…
  3. Niskie Tatry -to jednak wysokie góry – trzeba być ostrożnym…..

POSTANOWIENIE – W ROKU 2018 ZAPIERDALAM TAM SZYBCIEJ

 

Odzież: koszulka, bluza, spodenki, opaska, bandanka: THONI MARA  – dostępna również w NORAFSPORT-SKLEP DLA BIEGACZY