utworzone przez Zgaga | cze 26, 2022 | Bez kategorii
Przeprowadzka do Krużlowej sprawiła, że zaczynam poznawać nowe fajne miejsca biegowe. Co jakiś czas będę wrzucała wycieczkę z dokładniejszym opisem, może ktoś z Was kiedyś będzie chciał przebiec trasami, które odkrywam.
Dzisiaj postanowiliśmy przebiec z przełęczy pomiędzy górami, które widzimy z okna (Jodłowa Góra i Rosochatka -Beskid Niski) niebieskim szlakiem w kierunku Krynicy Zdrój.

Z przełęczy Wilczy Dół -pobiegliśmy w kierunku Rosochatki, z której po zbiegu ponad 4 km ciągnął się asfalt zanim weszliśmy w las by podążać w kierunku kolejnego szczytu jakim była góra -Jaworze. Generalnie asfalt nie jest dla mnie problemem i ostatnio sporo biegam po asfalcie, ale dzisiaj w temperaturze 30C w cieniu był to już problem.

W Ptaszkowej za kościołem niebieski szlak skręca w prawo i tak oto ponownie po kilkuset metrach znaleźliśmy się w lesie, gdzie bardzo przyjemnymi ścieżkami dotarliśmy do wieży widokowej na Jaworzu.
A stamtąd rozciągają się cudne widoki ::)

Z Jaworza w totalnym skwarze podążyliśmy w kierunku Kamiannej. Tu podejście pod wyciąg dało mocno w kość. 
Stamtąd niebieskim szlakiem do drogi asfaltowej, skąd ostatnie 6 km trzeba było dostać się drogą asfaltową.
Za nami ok 31 km – i świetne widoki. Do tego trasy bez tłumów, na całej trasie spotkaliśmy ok 10 osób.
Planowaliśmy wrócić do Ptaszkowej pociągiem, ale czas przejazdu z Krynicy do Ptaszkowej, który trwał prawie 3 godziny nas przestraszył. Niemniej jednak jeżeli ktoś ma czas i lubi takie wycieczki – to warto podjechać samochodem do Ptaszkowej i wrócić pociągiem, który jedzie po przepięknej trasie.
Pozdrawiamy
Aga & Mike

#running #bieganie #beskidniski



utworzone przez admin | sty 7, 2018 | Bez kategorii
Pierwszy weekend stycznia – temperatura +6/+8C… idealna pora by ruszyć na trasę nowego biegu Noraftrail 40.

Bieg startuje po raz pierwszy w ramach jesiennej edycji NORAFTRAIL BIEGI GÓRSKIE W BESKIDZIE WYSPOWYM, ktore to odbędą się 22.09.2018 w okolicach Mogielicy (baza zawodów Zalesie – Wypożyczalnia Sprzętu Sportowego).
Wiedząc, że 40 km to jednak kawałek jest postanowiłam wcześniej podjechać na dalszą część trasy i zostawić sobie wodę bym nie musiała dźwigać wszystkiego w plecaku (a, że 06.01 – to Święto Trzech Króli i jedyny sklep na trasie biegowej był zamknięty, trzeba było pozostały prowiant zabrać ze sobą i pozostawić wody pochowane w swoich „skrytkach”)

(Foto – widok na Łopień tuż po wschodzie słońca)
Wystartowałam z po godzinie 9 rano. Cel: przygotowanie trucka z mapą i profilem by umieścić na stronie Noraftrail jeszcze przed startem zapisów (10.01.2018).
Pierwsze ok półtorej kilometra biegniemy lasem dość szeroką ścieżką (jest ich kilka obok, więc w czasie zawodów wybierzemy najmniej „błotną i rozjechaną”), po czym wybiegamy na asfalt i po ok 20 metrach skręcamy na prawo w drogę asfaltową ( tu asfaltu mamy z jakieś 300 metrów) i po wbijamy się w ścieżkę leśną biegnąc na górę Dzielec.

(Foto- tuż przed skrętem na prawo na Dzielec czasem można dojrzeć Tatry)

Z tej części trasy rozciągają się przepiękne widoki na Słopnice i okoliczne górki.

Leśnymi ścieżkami biegniemy do ujęcia wody w Słopnicach na Dzielcu stamtąd do Słopnic do Osiedla Podmogielicą.
Dalej ok kilometra biegniemy asfaltem mijając mały drewniany kościół po lewej stronie.Skręcamy w prawo na most i zaraz za nim kierujemy się w górę najbardziej lewą ścieżką ( nie odbijamy w kierunku szkoły).

W pewnym momencie dołączamy się do żółtego szlaku łączącego Mogielicę z Łopieniem. W tym momencie skręcamy na prawo i szeroką drogą zamieniającą się po krótkiej chwili w asfalt dobiegamy do głównej drogi asfaltowej biegnącej na Przełęcz Rydza- Śmigłego.W tym miejscu czyli ok 13 km będzie znajdował się punkt pierwszy odżywczy.
Skręcamy w kierunku Słopnic – czyli na prawo. Biegniemy kilkadziesiąt metrów i przez drewniany most pniemy się po raz pierwszy na Łopień. Fragment wąwozu, którym wspinamy się do stokówki na Łopieniu jest dość konkretny. Jest to pierwsza wyrypa łopieniowa, ale spokojnie – jeszcze nie najgorsza…;)
Po ok 1 km – może ciut mniej docieramy do szerokiej stokówki (autostrada leśna;)). Tu ja zrobiłam sobie małą przerwę na jedzonko… w takich warunkach to niezła frajda.

Dalej w dół stokówką… było nieźle ślisko i tu po raz pierwszy cieszyłam się z tego, że wzięłam buty z kolcami, dzięki którym mogłam spokojnie i bez strachu lecieć w dół nie bojąc się poślizgu.

Stokówka łączy się znowu z tą sama drogą od której odbiliśmy… i tu na jesiennych biegaczy będzie czekała pierwsza kontrola łopieniowa… 😉
Ze stokówki skręcamy na drogę w lewo i podążamy dalej żółtym szlakiem aż do wiaty pod Łopieniem od strony Tymbarku.

Biegnąc źółtym szlakiem mamy widok na Tymbark i góry Paproć oraz Zęzów.
Dobiegamy do wiaty – gdzie jest połączenie szlaków. Fragment biegniemy czarnym szlakiem w kierunku szczytu Łopienia.
W pewnym momencie przy II ujęciu wody pitnej szlak odbija na prawo a my ostrą, chyba najostrzejszą wyrypą zwaną „wyrypa Jarka” wspinamy się na jeden ze szczytów Łopienia. Ostre 500 metrów daje popalić łydkom konkretnie – ale frajda jest …szczególnie gdy się zjeżdża w dół bo błoto jest mega…gdy już wyrypa się zakończy docieramy do „chatki”, gdzie może kogoś spotkacie z obsługi biegu..
.
Na tym fragmencie będzie jedna tajna kontrola – całkiem śmieszna – ale o niej dowiecie się tuz przed startem 😉
Od chatki kawałek lecimy góra Łopienia i skręcamy w prawo drogą rowerową, która dołącza się do czarnego szlaku, z którego tuż przed wyrypą zeszliśmy. Czarnym szlakiem pniemy się w góre – to ostatnie już 3 podejście pod szczyt Łopienia – tym razem wylądujemy obok krzyża.

Mi się udało – Łopień wyglądał przepięknie… zamiast biec czy iść chciałam tylko pstrykać foty.

Łopień w swej krasie…. nic tylko się delektować…


Z Łopienia zbiegamy zielonym szlakiem i jego trzymamy się aż do parkingu na Wyrębiskach.
Na Przełęczy Rydza – Śmigłego po raz kolejny ładuję schowaną wcześniej wodę i zaczyna się ponad 3 km wspinaczka na szczyt Mogielicy…
A widoczki coraz piękniejsze – słońce zaczyna grać z chmurami tworząc niesamowite obrazy.


Trochę w nogach już było – i czułam lekkie zmęczenie – ale o dziwo jakoś szybko udało się wejść na Mogielicę. Wcześniejs potykając koleżanke – biegaczkę Natalię. We dwójkę raźniej i przyjemniej:)
A gra kolorów pod Mogielica coraz intensywniejsza…





Jeszcze tylko kawałeczek i mamy wieżę widokową. Trasa biegu wprawdzie tam nie prowadzi, ale ja nie moglam się oprzeć. Truck pause… i do góry na wieżę… a tam bajka…

Po zejściu z wieży szybki zbieg zielonym szlakiem do parkingu i tam leśnymi ściażkami i ok 200 metrów asfaltem podążamy w kierunku mety biegu.
Przy wejściu z asfaltu w las o zachodzie słońca …

Cała trasa to ok 40 km – przewyższenia w górę 1728 m.
NORAFTRAIL – BIEGI GÓRSKIE W BESKIDZIE WYSPOWYM www.noraftrail.pl
NORAFSPORT- SKLEP DLA BIEGACZY www.norafsport.pl
Małopolska Biega- biegi w Małopolsce www.malopolskabiega.pl
utworzone przez admin | lip 22, 2017 | Bez kategorii
Tego biegu nie planowałam wcześniej – nawet nie słyszałam o tym biegu wcześniej.
Dzięki temu, iż otrzymaliśmy pakiety startowe od Run and Trawel mogliśmy z Robertem wziąć udział w czymś wyjątkowym – w czymś co było całkowicie inne niż wszystkie dotychczasowe biegi w jakich brałam udział – a trochę tego jednak było. A wyjątkowość tego polegała przede wszystkim na tym, że mogliśmy przebiec praktycznie całą granią Tatr Zachodnich w warunkach od słonecznej gorącej pogody po silny wiatr , mgłę i temperaturę ciut powyżej 0C- ale od początku…

DOJAZD:
Trochę nie mogliśmy zrozumieć jak ma wyglądac dojazd z mety na start lub na odwrót więc postanowiliśmy wziąć dwa samochody. Mój zostowł w Donowaly – a Roberta samochodem pojechaliśmy do Telegartu, gdzie było biuo zawodów i start z rana w sobotę.
ODPRAWA
Jako organizator sama niestety zwykle zlewałam odprawy przed biegiem(przecież i tak już wszystko wiem) i dobre przygotowanie obowiązkowego wyposażenia (przygotowane zawsze miałam, ale nie zawsze tak jak to powinno być) – dla mnie zawsze ważny był telefon numer startowy o folia nrc. Ale gdy poszliśmy na odprawę przed NTS 2017 postanowiłam skupić się bardzo by coś z języka naszych najbliższych sąsiadów zrozumieć.

Wyposażenie obowiązkowe tak zlewane przez biegaczy … w Tatrach Niskich nie można sobie pozwolić na brak jakiejkolwiek z pozycji na liście. Po pierwsze kurtka z kapturem – ok – jest dla mnie niezbyt jasne posiadanie kurtki z kapturem w naszych Beskidach, ale gdy mamy do czynienia z Tatrami i wysokością ok 2000 mnpm to już inna bajka.
I uwierzcie – kurtka nawet nie biegowa a trekkingowa była dla mnie zbawieniem, gdy na Chopoku wicher pizgał niemiłosiernie. Cieszyłam się, że nie ma przestrzeni pomiędzy kurtką a czymś co mam na głowie – czapka, opaska czy bandnka – nieważne – kaptur dawał dodatkowa ochronę.
Apteczka – oprócz obowiązkowego bandaża elastycznego i zwykłego i gazy oraz opatrunków należało mieć coś na odkażanie. Czytając regulamin pomyślałam, że świrują – wymagania z kosmosu… dopóki nie rozwaliłam na ok 35 km palca i nie straciłam sporo krwi, a „medyk Robert” dzięki temu, iż w apteczce było wszystko niezbędne doskonale odkaził ranę i zatamował krwawienie z palca.

Gwizdek – nie był użyłam – ale myślę, że w tych warunkach (II połowa trasy) – czyli bardzo silny wiatr (=szum) + gęsta mgła … gwizdek mógłby być użyty np do odnalezienie partnera – tak gęsta mgła była i silny wiatr …
Ale ok – trasa biegu przepiękna. Wystartowaliśmy spokojnie. Mocne przeziębienie, zatkane ucho i nie dokońca zregenerowane mięśnie po ostatnich etapach z Michaelem na Run Wisła – spowodowały, że postanowiliśmy obrac taktyke: lecę na spokojnie i równo – cieszymy się trasą i podziwiamy przyrodę.

Trasa ciężka bo ponad 5 tys przewyższenia w górę. Ale dzięki temu, iż tempo mieliśmy spokojnie- nie było totalnego wycieńczenia …przynajmniej na początku. Na początku biegu mieliśmy również fajne warunki. Trochę słońca, trochę wiatru, trochę deszczu (ale takiego lekkiego na orzeźwienie).
Na Karlovą Górę dostaliśmy się w miarę szybko – tam był pierwszy punkt odżywczy. Szybkie picie, mała przegryzka i dalej w drogę – chwilową samą granią…


Szło nam w miarę ok do momentu, gdy nie zaczęła się przygoda z tym palcem. Mały upadek a tyle krwi… generalnie palec nie bolał, ale bolało samo pulsowanie krwi. I przez to musiałam iść z jednym kijkiem i palcem trzymanym na wysokości biodra, gdyż jak dawałam niżej krew zaczynała znowu mocno pulsować i trochę bolało.
Kolejne punkty zaliczaliśmy w miarę równo i spokojnie… pogoda raz słońce, raz deszcz… cały czas wiatr….

Na przepaku trochę czasu zajęło nam ogarnięcie się – ale opatrunek na palcu był zmieniony, zupka zjedzona, woda uzupełniona… kilka par zostało na tym punkcie…
Z przepaku było dość mocne podejście w rozpoczynające się wysokie NISKIE TATRY.
A tam rozpoczęła się wielka przygoda… coraz chłodniej – coraz częściej pojawiała się gęsta mgła…

Tuż przed Chopokiem dotarliśmy do jednego z końcowych punktów – oj było tam ciężko. Po pierwsze dlatego, że ostatnie fragmenty były po ścieżkach skalnych – niektóre z dośćnśliskim mchem i do tego ten mega silny wiatr… on był najgorszy.


Na szczęście w schronisku można było kupić całkiem fajne jedzonko, dzięki któremu ożyłam….

Po Chopoku- zaczęły się niezłe jazdy…. coraz częściej w tej mgle patrzyliśmy na trucka w zegarku …
I wiedząc, że podążamy do kolejnego punktu w tej mgle skupialiśmy się by lecieć spokojniej, ale patrzeć na szlak.
Gdy zaczęły się znakowania organizatora – zakaz biegu jedną ścieżką, która podobno miała być zamknięta – polecieliśmy do rozwidlenia za taśmami – a tam na słupie taśma… która nie mówiła za wiele gdzie iść. W takich wypadkach patrzyliśmy na trucka, i tym razem tez tak zrobiliśmy… ale niestety zgodnie z tym co potem mówił organizator mieliśmy tam skręcić na punkt… przed nami błyskały światełka… więc poszliśmy za nimi – a to okazało, się, że to biegacze, którzy wyszli z oddalonego kawałek od szlaku punktu… gdy ich dogoniliśmy okazało się, że mineliśmy punkt ( a dogoniliśmy ich po ok 4-5 km od momentu gdy pierwszy raz ich światełka zobaczyliśmy) – wiedziałam, ze na ok 85 km nie damy rade w tych warunkach zrobić dodatkowych ok 10 km by się cofnąc odbić i wrócić… zadzwoniliśmy wtedy do organizatora by powiedzieć co i jak… i by nas nie szukali…. niemniej jednak 3 godziny kary dostaliśmy co uważam, że nie było słuszne zważając na warunki i na to, że postępowaliśmy zgodnie z zaleceniami orgów – czyli trzymaniem się trucka…. który zresztą później zwariował całkowicie nie łapiąc gps.
Na ostatnim punkcie – szyba wymiana bandaża na palcu i ostatnie wydawało by się podejście…ależ jakie to było podejście. Wisienką na torcie była „mini” górka na profilu „mini” okazała się podobnym podejsciem jak czarny szlak na Luboń Wielki z Glisnego… totalny wpierdol na koniec.
Ale co my nie damy rady? Pewne, ze daliśmy – może nie w zakładanym przez nas czasie – ale po 21;44 godzinach dotarliśmy na mete, gdzie czekał na nas pyszny ciepły posiłek i obowiązkowo tym razem już alkoholowe piwko…
Wnioski:
- słuchać organizatorów, brać wszystko ze sobą a nawet więcej…
- Używać mapy – nie być w 100% uzależnionym od trucka – który jak widać pewnie zgłupiał we mgle…
- Niskie Tatry -to jednak wysokie góry – trzeba być ostrożnym…..
POSTANOWIENIE – W ROKU 2018 ZAPIERDALAM TAM SZYBCIEJ
Odzież: koszulka, bluza, spodenki, opaska, bandanka: THONI MARA – dostępna również w NORAFSPORT-SKLEP DLA BIEGACZY
utworzone przez admin | paź 25, 2016 | Bez kategorii
Po nieudanym starcie nad Balatonem musiałam znaleźć dla siebie coś fajnego – coś co zrekompensuje UltraBalaton.
I tak pojawiła się Dalmacija Ultra Trail. Pojawiła się nie przypadkiem – bo podczas biegu 100miles of Istria, gdzie nie biegłam, a byłam kibicem chłopaków.
165 km po górach – ja nie dam rady? Z takim właśnie podejściem postanowiłam zapisać się na najdłuższy z dystansów.

Trasa biegu miała mieć prawie 6000 metrów przewyższenia w górę, co oznaczało, że będzie łatwiej niż na 3 dniowym treningu na trasie Ultra Trail Małopolska… tak myślałam…
14 godzinna podróż do przepięknego miasteczka Omis, w którym mieliśmy start i metę była trochę męcząca, ale po krótkiej przerwie i rozpakowaniu rzeczy zebraliśmy siły i ruszyliśmy do biura zawodów odebrać pakiety.

A w pakiecie oprócz koszulki Regatta – plecak i bandanka z trasą. Do tego jakieś próbki czegoś dziwnego – snacki jakby brokuł wysuszonych – w sumie całkiem to dobre – ale nie do określenia co to właściwie jest:)
Podczas odbierania pakietu każdy z zawodników musiał pokazać obowiązkowe wyposażenie – głownie chodziło o czołówkę i zapasowe baterie oraz o „mini apteczkę”.
Jarając si e swoją wypasioną czołówką Petzl Nao – stwierdziłam, że komplet baterii i naładowany power bank – w zupełności wystarczą…ale o tym później.

Wieczór to leniwe łażenie po miasteczku i „nawadnianie” najlepszym z izotoników – wino+ piwo = petarda na biegu.

Start naszego dystansu odbył sie o 13 w piatek – w sobotę startowała jeszcze Ewelina z Sebastianem na trasie 60 km – dla Eweliny był to debiut na trasie ultra – więc mega gratulacje:)

Miejsce startu to przepiękna stara części miejscowości Omis. Atmosfera niepowtarzalna… i trochę znajomych biegaczy z Polski na naszym starcie – miło :):):)


Start bardzo spokojny. To miał być mój najdłuższy dystans, jaki do tej pory przebiegłam w dodatku po terenie, po jakim jeszcze nie biegłam – cel: spokój Cie uratuje.
Na początku trasy przywitała nas mżawka, która po jakimś czasie zmieniła się w lekki deszcz, który przy temperaturze +20C był jak zbawienie.
Piękna chorwacka przyroda: z lewej strony morze – z prawej góry… a pod nogami coraz więcej skał – skałek – fragmentów skał…

Biegliśmy razem z Piotrkiem. Pierwsze kilometry ja biegłam bardzo wolno – nie lubię początków i wiem, że jak to źle rozegram mety nie zobaczę. Więc powoli się rozkręcałam…na 41 km jak przystało na prawdziwych biegaczy ultra zapodaliśmy w schronisku zimne piwko – co dla tamtejszej ekipy chyba było lekkim zdziwieniem.
Mocne ostre podejście pod górę – i asfaltowy zbieg…do mocnego zbiegu z ostrymi kamieniami. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że będę mówić, że marzyłam o tym by był asfalt – tak wtedy marzyłam o asfalcie. I na wielu odcinkach DUT te marzenia wracały. Błagałam o asfalt – zwłaszcza w drugiej części biegu.
Trochę rosy w nocy – i zaczyna się… stopy. Od ok 60 km pomimo regularnego smarowania kremem, i „impregnacji” stopy – coś się zaczyna dziać – i najgorsze to to, że „to coś” cholernie bolało. I bolało z każdym kilometrem bardziej.
Piątkowy wieczór – to niesamowite przeżycia na trasie – gdzie kibicujące dzieciaki i rodzinki przygotowały dla biegaczy punkty z wodą, izotonikami i mandarynkami – to było coś pięknego.:)
Od punktu Klis do punktu Stino – było zaledwie 16 km – ale to jedne z najcięższych 16 km na tej trasie. Ciężki technicznie podbieg i jeszcze cięższy zbieg – a raczej zejście wraz ze zjazdem. Niemniej jednak pięknie – choć nic nie widać. Ze Stino mkniemy do Gaty – zaczynają się akcje z czołówką. Zachwycona tym pięknym światłem Petzla – nie pomyślałam o tym, że to najmocniejsze światło – nie jest tym co najdłużej wytrzymuje – baba…
Ale przecież ja mam baterie… i power banka… zajebiście – tylko baerie wysiadły po niecałych 2 godzinach – a power bank zaczął powoli ładować – czyli na zbiegu z Stino do Gaty leciałam na oparach baterii – a z Gaty…. z latarką, która na szczęście wziął dodatkowo Piotr. W Gatcie był przepak – więc szybko przebrałam skarpety i buty – bo jz czułam, że odparzone podbicia będą wielkim kłopotem. I chyba błędem było, że nie zostawiłam jednak swoich merrelli – tylko przebrałam na starsze buty (ciut mniejsze a przy spuchniętej nodze- trochę jednak mogłyby być większe).
Latarka w ręce jednej – kijki w drugiej – nogi bol – a wiem (ak się udało),że wtedy byłam druga z kobiet… na krótko jednak.
Ból stóp doskwierał również Piotrowi – więc dwie kaleki wspierały się dzielnie.
Na początku chciałam walczyć o to 2 miejsce – ale wiedziałam, że to ciężka sprawa… gdy 4 zawodniczka jednak przybliżała się znowu do mnie – stwierdziłam – że choćbym kwiczała z bólu – nie dam się! A kwiczałam… całe 100 km.
Poranek sobotni -to był dla nas jakiś 110 km. Coraz więcej skał pod stopami – a może my już to tylko czuliśmy.
Piękny wschód słońca – bezchmurne niebo…. piękne widoki… cudownie – tylko do cholery czemu te nasze stopy tak bolą. Do bólu stóp doszedł ból brzucha – i generalnie przełożyło się to na braki kaloryczne ( na szczęście mam sporo zapasów po bokach 😉 ). Woda i cola- to jedyne co mogłam pić tam gdzie nie było herbaty. Ale wtedy zaryzykowałam i kupiliśmy litrowy jogurt naturalny – i to było to… zbawienie. Ożyłam – przyspieszyliśmy i była walka – walka do końca. Walka o 3 miejsce wśród kobiet.
4 kobieta siedziała mi na ogonie – niby godzina różnicy – ale ona się zmniejszała – i wtedy postanowiłam, że dam czadu i mimo, że ból jest wielki – nie dam się…
Jednak wielkie zdziwienie było – gdy ta 4 kobitka na dystansie 11 km, gdzie biegliśmy za trasą nie zbaczając z niej (początek dość łatwy- ale druga część niebezpieczna i ciężka) nadrobiła o dziwo do nas 50 min – co przy czasach jej z innych punktów można mieć DUŻE WĄTPLIWOŚCI – czy biegła trasa czy drogą szybkiego ruchu – stąd ta szybkość. Generalnie to przyspieszenie jej – było ni z gruchy ni z pietruchy. My włączyliśmy turbo doładowanie w bardzo mocnym i już bez światła podejściu na zamek – co prawie skończyło się moim turbo zejściem świadomości i ciała tuż przed zamkiem. Taki szybki pęd/ chód w górę niestety doprowadził do szybkiego wzrostu ciśnienia a przy zmęczonym ciele… było generalnie kipesko – zawroty głowy – przyduszenie. Do tego wymioty… czytaj tragicznie.
Prawdziwa walka zaczęła się na 160 km. I była walka ciała ze świadomością. Ale nie dałam się.
Weszłam na zamek i powoli – by się nie zabić – a można było – zbiegłam do mety – gdzie czekała Ewelina, Sebastian i Jace z aparatem:)
Po drodze do mety pękł duży pęcherz na stopie co dodało bólu… ale przecież to już meta…
I udało się:)


Pudło dla kilku naszych zawodników – GRATULACJE: Pigmej, Ania, Łukasz, Emilia:)

Wnioski na przyszłość przy biegu gdzie jest jakakolwiek szansa na bieg drugą noc:
- czołówka + 2 zapasy baterii + power bank
- czołówka zamienna na przepak + 2 zapasy baterii
- termos z herbata miętową na przepak – mały termos 0,5 l do plecaka
- zrobić coś ze stopami – ale jeszcze nie wiem co…
- próbować jeść – nawet jak się nie chce…
Generalnie Dalmacija Ultra Trail 2017 – czeka. Trzeba będzie poprawić czas.
Wiedząc jak wygląda trasa i podłoże, można będzie się bardziej przygotować do biegu.
Odzież i akcesoria biegowe ze sklepu NORAFSPORT
Koszulka i spodenki firmy – THONI MARA – doskonale sprawdziły sie podczas biegu nie ocierając i nie przeszkadzając w biegu
#bieganie #biegi #biegigórskie #dalmacijaultratrail
Foto: Jacek Deneka/ Ewelina Kurzeja
I edycja biegów z serii Dalmacija Ultra Trail odbyła się w ostatni weekend 21-23.10.2016.
Najnowsze komentarze