Tak po wieczornym imieninowym piwku mojego „męża” stwierdziłam, że muszę napisać kilka zdań.
Na stronach z bieganiem i w gazetach sportowych sporo było o tym, że biegacze porozumiewają się swoim własnym językiem. No i właśnie dziś stwierdziłam, że to faktycznie prawda. Dlatego nawadnianie przed Szczawnicą minęło tak miło.
Gadanie o tym, czy dać czadu w Szczawnicy, czy wyluzować, czy odpuścić Peruna, czy jednak nie – no przecież takie rzeczy tylko z wariatami.
No więc najnowsze postanowienia:
1. W Szczawnicy walczę do upadłego
2. Piję po biegu tak jak walczę
3. Regeneracja …ktoś wie co trzeba zrobić, i oby to zrobił:):)Sygnał pewnie będzie ze Szczawnicy:):)
To do zobaczenia w Szczawnicy – cholernie się nie mogę doczekać soboty:):)
Najnowsze komentarze