Tak po wieczornym imieninowym piwku mojego „męża”  stwierdziłam, że muszę napisać kilka zdań.

Na stronach z bieganiem i w gazetach sportowych sporo było o tym, że biegacze porozumiewają się swoim własnym językiem. No i właśnie dziś stwierdziłam, że to faktycznie prawda. Dlatego nawadnianie przed Szczawnicą minęło tak miło.

Gadanie o tym, czy dać czadu w Szczawnicy, czy wyluzować, czy  odpuścić Peruna, czy jednak nie – no przecież takie rzeczy tylko z wariatami.

No więc najnowsze postanowienia:

1. W Szczawnicy walczę do upadłego

2. Piję po biegu tak jak walczę

3. Regeneracja …ktoś wie co trzeba zrobić, i oby to zrobił:):)Sygnał pewnie będzie ze Szczawnicy:):)

 

To do zobaczenia w Szczawnicy – cholernie się nie mogę doczekać soboty:):)

IMG_2161