Listopad. Niedziela. Godzina 8 rano. Szaro, ponuro, mgliście i mży. Strasznie paskudna pogoda…
Ale czy biorąc pod uwagę to, że w planie było ponad 30km biegania w terenie po Beskidzie Niskim, można odpuścić? Lepiej nie, żeby później nie mieć wyrzutów sumienia…
Szybko kompletuje swój sprzęt biegowy, buty, skarpety biegowe , pas biodrowy
z bidonem (bardzo przydatna rzecz, kiedy nie lubi się plecaków biegowych i camelbagów), jakaś bluzka i koszulka termoaktywna , czapeczka … I jedziemy! Po drodze zgarniam kolegę z tras biegowych i ruszamy w kierunku Mrukowej, małej miejscowości nieco na południowy zachód od Nowego Żmigrodu. Serce Beskidu Niskiego… Jako iż kolega trochę bardziej obiegany, ruszamy na praktycznie tą samą trasę, ale on w pewnym momencie odbija, i ja robię 30, a on 38km. Dodatkowo biegniemy w przeciwnych kierunkach.
Pogoda nie nastraja pozytywnie – jest strasznie mokro i zapowiada się błoto na trasie, którego nie znoszę. Już po pół godziny biegu, po wbiegnięciu na pierwsze przewyższenia, daje się we znaki brak ciepłej odzieży z prawdziwego zdarzenia – znajomi polecają kurtki biegowe i bluzy biegowe Newline, i po kilku miesiącach od tego czasu i zakupie takiego sprzętu, widzę że mieli rację. Ale jak to Polak – zawsze mądry po szkodzie
Wracając do tematu, na pierwszym zbiegu zaliczyłem pięknego orła. Ale trzeba było się pozbierać i napierać dalej.. Taka aura ma swoje plusy – można docenić dzikość Beskidu, wyciszyć się w jego spokoju, zaczerpnąć trochę natury.. Bo cóż lepszego od wyrwania się z malomiasteczkowego zgiełku, pobiegać po lasach w towarzystwie sarenek? W ten dzień widziałem nawet Jelenia i kilka śladów wilków. Niestety znajomej watahy dzików nie spotkałem – chyba żerują nieco dalej na zachód, w okolicy Folusza.
Po około 18km, spotkałem się z nadbiegającym z naprzeciwka Bartoszem – chłopak miał w dwie godziny już ponad 24km w nogach, i z 1000m przewyższenia… Oddałem mu klucz spodziewając się, że wcześniej dobiegnie do samochodu. On również narzekał na brak odzieży termoaktywnej, szczególnie ręce miał zmarznięte z powodu braku rękawiczek. Po spotkaniu troszkę się rozproszyłem, i zgubiłem szlak… nadłożyłem około 2km, ale w końcu sie odnalazłem. Czekał mnie karkołomny zbieg z Kolanina, chyba najbardziej stromy jaki widziałem, nie licząc stoków narciarskich. Gdy do tego doszło błoto i słaba przyczepność obuwia (Nike Dart 9 – polecam na crossowe trasy, ale zupełnie nie polecam gdy jest błoto i lód.), to trzeba było zapanować nad swoją ambicją na zbiegach. Dalsza część trasy to stopniowo coraz więcej błota i coraz więcej poślizgnięć. Niedaleko Nowego Żmigrodu znajduje się Góra Grzywacka. 567m.n.p.m. Nie czyni ją dużym szczytem, ale nie jest zalesiona i posiada krzyż z tarasem widokowym, oraz ołtarz polowy. Z tarasu można dojrzeć okoliczne wioski, część pasma Beskidu Niskiego, a nawet Nowy Żmigród. Ten dzień akurat nie sprzyjał obserwacjom, dlatego też minąłem wieżę widokową nawet nie wychodząc na nią. Szybki zbieg do Żmigrodu i kilka km asfaltu aby dotrzeć do ostatniego wzniesienia na trasie.
Po wbiegnięciu w las tempo osiągnęło masakryczne 14min/km – nie dało się wręcz iść. Tutaj tez spotkałem ślady wilka, co z pomału zmniejszającą się widocznością (była już prawie 16, i 3 godziny biegu za mną) nastrajało nieco… czujnie to chyba dobre słowo. W pewnym momencie biegu zobaczyłem coś biegnącego ścieżką prosto na mnie, poczułem się miękki na nogach, ale na szczęście – gdy mnie zobaczyło to odbiło w las i okazało się że za wilka wziąłem małą, zwinną sarenkę
Strasznie żałowałem że nie mam żadnych kijów na tym podbiegu, bardzo by pomogły nie zjeżdżać przy tym błocie. Nigdy nie byłem przekonany do kijów trekkingowych (http://www.norafsport.pl/p45,feel-free-kije-trekingowe.html) , ale czas to zmienić – przydadzą się na ostatnim etapie Biegu Siedmiu Dolin.
Gdy dobiegłem do samochodu, Bartosz już czekał. Szybko wymieniliśmy sie wrażeniami z biegu, i zabraliśmy się do domu, na pożywne spaghetti Gdybym miał podsumować wycieczkę w prostych podpunktach, to jako plusy wymieniłbym:
– Jesienną aurą, mgła, wilgoć, błoto – budowanie psychiki. Czapka Newline Dry Comfort – cały czas sucho i ciepło w głowę.
– brak oznak odcukrzenia i odwodnienia na calej trasie, przy 3 i pół godziny biegu bez jedzenia i tylko na wodzie, całkiem dobrze to prognozuje
Jako minusy mógłbym zaliczyć przede wszystkim kilkanaście wywrotek i poślizgnięć – naciągnięta pachwina dawała się we znaki jeszcze przez kilkanaście dni. Następnym razem, trzeba będzie przetestować inny zestaw ubrań – jednak przeciwdeszczowa kurtka to coś, czego mi brakowało w tamten deszczowy dzień.
Każdemu polecam tego typu wypady za miasto. Nie koniecznie biegiem, nie koniecznie w błocie – ale turystyka górska jest czymś, co nie zawodzi.
Najnowsze komentarze