Nie będę tu pisać o tym jak fajnie wypadł I Półmaraton Gliwicki – bo wypadł według mnie genialnie. Organizacja świetna, oznakowanie rewelacyjne, pogoda cudowan…
Ale dziś nie o tym mowa… może się części ludzi narażę pisząc te słowa – ale wczoraj i przedwczoraj puściły mi nerwy… mi i nie tylko mi.
Kiedyś uważałam biegaczy za miłych, sympatycznych ludzi, dla których bieganie to część życia, ale część przyjemna życia, hobby, towarzystwo. Generalnie zawsze dla mnie bieg, bieganie z ludźmi było czymś miłym…było…
Na Półmaratonie Gliwickim byłam świadkiem tylu chamskich sytuacji stworzonych przez „asfaltowców”, że byłam w szoku.
Bieganie = lansowanie. Lansowanie niestety w negatywnym znaczeniu. Ja biegacz „asfaltowiec” – wszystko mi się należy, ma być wtedy kiedy ja chcę – przyjdę to ma być…
Delikatne opóźnienie otwarcia biura zawodów – a tu ekipa dobrze ubarnych biegowo „PANÓW” zaczyna jakieś kretyńskie tekściki do nas, ludzi z biura zawodów… te głupkowate tekściki po kilku minutach przeradzają się w chamskie i już głośne teksty… w końcu zaczynają się bezczelne słowa krytyki…
Teksty – zaraz was obsmarujemy na Facebooku…
Ludzie – do kogo to?
Pan – wielki prawnik… z takimi głupimi i bezczelnymi tekstami… bo nie został uznany w klasyfikacji – zamiast normalnie pogadać, wyjaśnić jak człowiek z człowiekiem… pisze oficjalną skargę prosząc o podpisanie odebrania… ŻENADA!!! Jeszcze, żeby miał dobry czas…
A co jest najlepsze – prawie wszyscy „asfaltowi cwaniacy” to faceci.
Szkoda, że żaden z tym „ąę asfaltowych palantów” nie był ani razu wolontariuszem, ani razu nie pomagał w organizacji – nie mówiąc już o samej organizacji.
Szkoda, że nie wiedzą – że nie wszystko zależy od organizatora -jak choćby pomiar czasu.
A już największy problem mają cwaniacy, co przyszli prawie po zamknięciu biura zawodów i mieli pretensje, że nie zostali sklasyfikowani w jakiejś kategorii, której nie zanzaczyli na stronie, a zaznaczyli na oświadczeniu tuż przed startem…
Nie wiem czy wiedzą Ci „ąę”, że obsługa pomiaru czasu – to też ludzie a nie roboty, kótre po i tak już zamknięciu biura zawodów zgodzili się wpisać tych spóźnialskich na listy.
Szczęście moje, że kończę z biagami ulicznymi i tą chołotą, ale przykro mi, że przez kilku takich palantów polały się łzy – łzy ludzi, którzy przez kilka dni zapierdalali jak woły, by ten bieg się odbył. Bo to nie była lekka i bezstresowa praca…
Chcę tu tylko powiedzieć, że nie mówię o wszystkich biegaczach asfaltowych, bo część jest świetna i kochana – ale niestety z moich obserwacji wynika, że coraz więcej „lansiarzy” jest niestety na „asfalcie”:(
Oby się w porę opamietali, zanim zniechcą organizatorów do jakiejkolwiek organizacji czegokolwiek.
Najnowsze komentarze