Karkonosze…piękne góry… cudne widoki…

Ale czy Karkonosze to fajne miejsce do biegania? Może i tak, jednak chyba nie dla mnie.

Pierwszego kopa w Karkonoszach dostałam już na Chojnik Maratonie, ale wtedy stwierdziłam – zła dyspozycja dnia, zmęczenie, wychłodzenie przez spanie w namiocie… tak sobie tłumaczyłam to, że po prostu nie mogę biegać w tych górach.

Ale gdy wystartowałam w sobotę 02.08.2014 – już na początku -coś było nie tak… po pierwsze nie chciało mi się cholernie – dawno nie miałam takiego nastroju przed startem – czy to zmęczenie drogą czy zmęczenie ciągłymi wyjazdami na biegi czy w końcu samym bieganiem – nie mam pojęcia. Wydawało mi się, że po Run Adventure zregenerowałam się odpowiednio i przecież i w tygodniue na Ćwilinie byłam i biegło się super…nie wiem.

FOTO0674

Nocka w namiocie w lesie przy strumieniu strumyka – super… piwko na noc – standard…

Poranek ciepły, kawka, śniadanie… szybkie ubranie pieknych jaskrawych skarpet kompresyjnych Newline – musi się przecież strój ładnie wyróżniać:)

Na starcie już Asia z Rafałem, Robert – skupiony, bo przecież będzie walczył, Ewka gdzieś tam jeszcze się przebiera…

A mi się nie chce, nie czuję nastroju, nie czuję tego, że zaraz będę biegła – po prostu cholernie mi się nie chce.

Ale nic… start… poleciałam… mięśnie niby ok, choć już od początku czułam, że jakieś nieświeże. Nie niosły dobrze- więc postanowiłam na spokojnie jak na pierwszej części Runa Adventure.

Biegnę sobie biegnę – ok 18 km – widzę, jak chłopaki już wracają… niezły czas – Robert na 3 pozycji – idzie naprzód, ale wygląda już na bardzo zmęczonego:)

FOTO0624

Upał powoli daje się we znaki i jemu również – ale walczy i to walczy mocno… chyba tego mi brakuje – wiary w to, że można czasem powalczyć… ja za szybko odpuszczam…

Ale biegnę/ idę dalej… Ewka wraca… fajnie – widać w niej taką mega energie, leci sobie jak na krótki wypad…jest niesamowita- ta energia:):)

Biegnę dalej… i nagle…na płaski – prawie – no ta trasa  z tymi kamieniami-  nie była zbyt normalna… GLEBA NA CAŁEGO, GLEBA WSZECHCZASÓW…padłam na 2 kolana całym ciałem – i dobrze, że zdążyłam się jednak tą ręką podeprzeć, bo pewnie inaczej bym w tym momencie musiała skończyć ten bieg. Ale upadek był tak bolący, że nie byłam w stanie się sama pozbierać. I w tym momencie dziękuję tym dwóm chłopakom co mnie zebrali ze środka  ścieżki i pomogli siąść w cieniu. Sama bym nie dała rady, bo już miałam płytki oddech i ciemno przed oczami… i w głowie totalny mętlik, totalny – iść dalej – bo biec to pewnie bym nie dała rady, czy zostać i tylko dojść do GOPRu – czu może jednak dam radę wspiąć się na tą Śnieżkę? Myśli biegły a ja powoli na kucąco odzywskiwałam możliwość normalnego oddychania… trochę czasu zajęło aż wstałam i spróbowałam iść.

Muszę przyznać, że biegacze na trasie zachowywali się super – bo wielu z nich podchodziło i pytało się czy pomóc – szacun za to!!!

Ręka boli, noga boli – kolano obdarte – skurcz w lewej nodze… generalnie „żyję” 🙂

Mniej życia było we mnie jak zaczęło się podejście na Śnieżkę… przy takim stanie ogranizmu – obtłuczonego, i z płytkim oddechem – to było gorsze od Mount Blanca ( tam mi się szło zajebiście). Do tego z kolana trochę krwi poszło – a że mi jeszcze gorzej się robi, jak krew widzę – to byłam jak z waty…

Ale dotarłam do 40 km – ostatnie podejścia na spokojnie, wolnym krokiem, bo w sumie – chciałam tylko skońćzyć, nie poddać się… ożyłam na zbiegu- wyprzedziłam z 10 osób… bo wiedziałąm, im szybciej w tym upale dopiegnę, tym szybciej zimne piwo będzie moje!

Maraton Karkonoski – dorypał mnie jeszcze tym, że punkty żywnościoe po protsu były tragiczne – wzięłam batona – ale to za mało było. Dobiegłam maraton – w połowie stawki – a już w połowie dystansu brakło izotoników, na ostatni punkcie nie było nawet kawałka bananu. To był Ultramaraton – a co z resztą zawodników, tycmi, którzy biegi po mnie? wodę im tylko organizatorzy zafundowali? Za taką kasę wpisowego? Izotonik 1 l na osobe – to koszy góra 3 zł!!!

Jest to dla mnie ważny znak – by na Noraftrail – izotoników nie brakło – i by były przekąśki na punktach żywieniowych z zapasem, by Ci co biegną ostatni również mogli coś skrobnąć.

Generalnie Karkonosze  – jak miejsce biegów dla mnie już nie istnieją…

 

A tak poza tym – pięknie bobiegł Robert Faron  – (Norafsport) – zajmując 3 miejsce:):)