utworzone przez admin | gru 2, 2016 | Bez kategorii
Szukając jakiegoś rozwiązania na to by przy szczególnie dłuższych biegać mieć nogi suche w końcu trafiłam na wodoodporne skarpety Dexshell.
Pierwszy raz skarpety używałam gdy sypnęło śniegiem – topiący się śnieg plus błotko.
Odczucia były dziwne – zimno i jakieś takie dziwne wrażenie – ale to pierwsze wrażenie.
Kolejne użycia skarpet – już były nieco inne. Trochę poszperałam na forach i postanowiłam posłuchać dobrych rad.
Pierwszą z nich było ubranie drugiej skarpety pod DexShelle.

Trening w skarpetach podwójnych był dość długi – trwał ok 5 godzin.
Deszcz ze śniegiem i błotem. Z ciekawości wbiegałam w każdą kałużę.
Ciepło:
Dzięki dodatkowej parze skarpet użytych pod DexShelle – nie odczuwałam zimna i dyskomfortu spowodowanego tym, ze skarpety od góry są mokre i zimne od śniegu.
Wilgoć:
Skarpety nie przemakają – są lekko wilgotne od środka, co pewnie spowodowane jest poceniem się stopy.
Natomiast nie czuć tej wilgoci, która jest w bucie po wpadnięciu w kałuże.

Skarpety dostępne w Norafsport – skarpety Ultra Thin Flex

Skarpety długie DexShell Wading Socks
Skarpety DexShell Coolvent
utworzone przez admin | lis 13, 2016 | Bez kategorii
Powoli dobiega końca roztrenowanie. Przygotowania pod nowy sezon będą całkiem inne niż w 2015/2016.
Przygotowanie do sezonu. W tym roku postanowiłam zacząć od podstaw, czyli od ogólnego wzmocnienia organizmu, szczególnie korpusu. Dwa razy w tygodniu uczęszczam na treningi funkcjonalne w Mulitfitnessie (sami biegają i wiedzą co dla biegacza jest dobre) do tego raz w tygodniu spotkanie z „ratowniczką mojego ciała” fizjoterapeutką Gośką. To ma być podstawa.

Do tego na początek dochodzą 4 treningi biegowe w tym obowiązkowo – 1-2 (jeżeli będzie taka możliwość) w górach.
Sauna raz w tygodniu – jako przyzwyczajanie organizmu do wysokiej temperatury (chodzi głownie o kwiecień – w Chorwacji jest sporo cieplej)
Cel: wzmocnić wytrzymałość tak by udało się złamać 30h podczas kwietniowego biegu 100 miles of Istria
Przed Istria treningowo plauję wystartować na Zimowym Maratonie Bieszczadzakim, Ultra Śledź, Noraftrail – bieg za dolarami.
Kolejny cel to Ultra Trail Małopolska, który będzie dla mnie najprawdopodobniej najcięższym biegiem w roku 2017. Prawie 9 tys metrów w górę – mocne ostre podejścia w Beskidzie Wyspowym. Ciężko ( w październiku na 3 części treningowo zrobiliśmy tą trasę), ale wato podjąć ryzyko i wystartować, bo organizacja rewelacyjna:)

Lipiec-sierpień… i tu pojawiają się wątpliwości, czy wystartować w Dolnośląskim Biegu 7 Szczytów – czy jednak Grań Tatr, która byłaby zdecydowanie lepszym przygotowaniem dla mnie pod kamieniste trasy Dalmacji, którą spróbuję pobiec jeszcze raz w roku 2017 ale próbując poprawić czas do 31-32h.

Będzie mniej startów drobnych – więcej treningów. Mniej szybkosciowych treningów – więcej dłuższych marszobiegów w górach.
Do treningów obowiązkowo nowa kolekcja Thoni Mara – w tym nowy odcień kurtki Speed Jacket, która mimo, że jest ultra lekka doskonale nadaje się do biegania nawet w temperaturze 0C


Dexshell – nieprzemakalne skarpty i rękawiczki. Może one będą tym elementem, który pozwoli uniknać takich odparzeń i bąbli, jakie miałam na Dalmacji i na Dolnośląskim Festiwalu Biegowym. Jeżeli jest możliwość zmniejszenia bólu, lub opóźnienia jego powstania – to genialnie.


Do wypróbowania pójdą również odżywki HIGH5, które wkrótce pojawią się również w naszym sklepie dla biegaczy NORAFSPORT

Do zobaczenia na trasach biegowych…:) 🙂 🙂
A
www.norafsport.pl
www.malopolskabiega.pl
www.multi-fitness.pl
utworzone przez admin | paź 25, 2016 | Bez kategorii
Po nieudanym starcie nad Balatonem musiałam znaleźć dla siebie coś fajnego – coś co zrekompensuje UltraBalaton.
I tak pojawiła się Dalmacija Ultra Trail. Pojawiła się nie przypadkiem – bo podczas biegu 100miles of Istria, gdzie nie biegłam, a byłam kibicem chłopaków.
165 km po górach – ja nie dam rady? Z takim właśnie podejściem postanowiłam zapisać się na najdłuższy z dystansów.

Trasa biegu miała mieć prawie 6000 metrów przewyższenia w górę, co oznaczało, że będzie łatwiej niż na 3 dniowym treningu na trasie Ultra Trail Małopolska… tak myślałam…
14 godzinna podróż do przepięknego miasteczka Omis, w którym mieliśmy start i metę była trochę męcząca, ale po krótkiej przerwie i rozpakowaniu rzeczy zebraliśmy siły i ruszyliśmy do biura zawodów odebrać pakiety.

A w pakiecie oprócz koszulki Regatta – plecak i bandanka z trasą. Do tego jakieś próbki czegoś dziwnego – snacki jakby brokuł wysuszonych – w sumie całkiem to dobre – ale nie do określenia co to właściwie jest:)
Podczas odbierania pakietu każdy z zawodników musiał pokazać obowiązkowe wyposażenie – głownie chodziło o czołówkę i zapasowe baterie oraz o „mini apteczkę”.
Jarając si e swoją wypasioną czołówką Petzl Nao – stwierdziłam, że komplet baterii i naładowany power bank – w zupełności wystarczą…ale o tym później.

Wieczór to leniwe łażenie po miasteczku i „nawadnianie” najlepszym z izotoników – wino+ piwo = petarda na biegu.

Start naszego dystansu odbył sie o 13 w piatek – w sobotę startowała jeszcze Ewelina z Sebastianem na trasie 60 km – dla Eweliny był to debiut na trasie ultra – więc mega gratulacje:)

Miejsce startu to przepiękna stara części miejscowości Omis. Atmosfera niepowtarzalna… i trochę znajomych biegaczy z Polski na naszym starcie – miło :):):)


Start bardzo spokojny. To miał być mój najdłuższy dystans, jaki do tej pory przebiegłam w dodatku po terenie, po jakim jeszcze nie biegłam – cel: spokój Cie uratuje.
Na początku trasy przywitała nas mżawka, która po jakimś czasie zmieniła się w lekki deszcz, który przy temperaturze +20C był jak zbawienie.
Piękna chorwacka przyroda: z lewej strony morze – z prawej góry… a pod nogami coraz więcej skał – skałek – fragmentów skał…

Biegliśmy razem z Piotrkiem. Pierwsze kilometry ja biegłam bardzo wolno – nie lubię początków i wiem, że jak to źle rozegram mety nie zobaczę. Więc powoli się rozkręcałam…na 41 km jak przystało na prawdziwych biegaczy ultra zapodaliśmy w schronisku zimne piwko – co dla tamtejszej ekipy chyba było lekkim zdziwieniem.
Mocne ostre podejście pod górę – i asfaltowy zbieg…do mocnego zbiegu z ostrymi kamieniami. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że będę mówić, że marzyłam o tym by był asfalt – tak wtedy marzyłam o asfalcie. I na wielu odcinkach DUT te marzenia wracały. Błagałam o asfalt – zwłaszcza w drugiej części biegu.
Trochę rosy w nocy – i zaczyna się… stopy. Od ok 60 km pomimo regularnego smarowania kremem, i „impregnacji” stopy – coś się zaczyna dziać – i najgorsze to to, że „to coś” cholernie bolało. I bolało z każdym kilometrem bardziej.
Piątkowy wieczór – to niesamowite przeżycia na trasie – gdzie kibicujące dzieciaki i rodzinki przygotowały dla biegaczy punkty z wodą, izotonikami i mandarynkami – to było coś pięknego.:)
Od punktu Klis do punktu Stino – było zaledwie 16 km – ale to jedne z najcięższych 16 km na tej trasie. Ciężki technicznie podbieg i jeszcze cięższy zbieg – a raczej zejście wraz ze zjazdem. Niemniej jednak pięknie – choć nic nie widać. Ze Stino mkniemy do Gaty – zaczynają się akcje z czołówką. Zachwycona tym pięknym światłem Petzla – nie pomyślałam o tym, że to najmocniejsze światło – nie jest tym co najdłużej wytrzymuje – baba…
Ale przecież ja mam baterie… i power banka… zajebiście – tylko baerie wysiadły po niecałych 2 godzinach – a power bank zaczął powoli ładować – czyli na zbiegu z Stino do Gaty leciałam na oparach baterii – a z Gaty…. z latarką, która na szczęście wziął dodatkowo Piotr. W Gatcie był przepak – więc szybko przebrałam skarpety i buty – bo jz czułam, że odparzone podbicia będą wielkim kłopotem. I chyba błędem było, że nie zostawiłam jednak swoich merrelli – tylko przebrałam na starsze buty (ciut mniejsze a przy spuchniętej nodze- trochę jednak mogłyby być większe).
Latarka w ręce jednej – kijki w drugiej – nogi bol – a wiem (ak się udało),że wtedy byłam druga z kobiet… na krótko jednak.
Ból stóp doskwierał również Piotrowi – więc dwie kaleki wspierały się dzielnie.
Na początku chciałam walczyć o to 2 miejsce – ale wiedziałam, że to ciężka sprawa… gdy 4 zawodniczka jednak przybliżała się znowu do mnie – stwierdziłam – że choćbym kwiczała z bólu – nie dam się! A kwiczałam… całe 100 km.
Poranek sobotni -to był dla nas jakiś 110 km. Coraz więcej skał pod stopami – a może my już to tylko czuliśmy.
Piękny wschód słońca – bezchmurne niebo…. piękne widoki… cudownie – tylko do cholery czemu te nasze stopy tak bolą. Do bólu stóp doszedł ból brzucha – i generalnie przełożyło się to na braki kaloryczne ( na szczęście mam sporo zapasów po bokach 😉 ). Woda i cola- to jedyne co mogłam pić tam gdzie nie było herbaty. Ale wtedy zaryzykowałam i kupiliśmy litrowy jogurt naturalny – i to było to… zbawienie. Ożyłam – przyspieszyliśmy i była walka – walka do końca. Walka o 3 miejsce wśród kobiet.
4 kobieta siedziała mi na ogonie – niby godzina różnicy – ale ona się zmniejszała – i wtedy postanowiłam, że dam czadu i mimo, że ból jest wielki – nie dam się…
Jednak wielkie zdziwienie było – gdy ta 4 kobitka na dystansie 11 km, gdzie biegliśmy za trasą nie zbaczając z niej (początek dość łatwy- ale druga część niebezpieczna i ciężka) nadrobiła o dziwo do nas 50 min – co przy czasach jej z innych punktów można mieć DUŻE WĄTPLIWOŚCI – czy biegła trasa czy drogą szybkiego ruchu – stąd ta szybkość. Generalnie to przyspieszenie jej – było ni z gruchy ni z pietruchy. My włączyliśmy turbo doładowanie w bardzo mocnym i już bez światła podejściu na zamek – co prawie skończyło się moim turbo zejściem świadomości i ciała tuż przed zamkiem. Taki szybki pęd/ chód w górę niestety doprowadził do szybkiego wzrostu ciśnienia a przy zmęczonym ciele… było generalnie kipesko – zawroty głowy – przyduszenie. Do tego wymioty… czytaj tragicznie.
Prawdziwa walka zaczęła się na 160 km. I była walka ciała ze świadomością. Ale nie dałam się.
Weszłam na zamek i powoli – by się nie zabić – a można było – zbiegłam do mety – gdzie czekała Ewelina, Sebastian i Jace z aparatem:)
Po drodze do mety pękł duży pęcherz na stopie co dodało bólu… ale przecież to już meta…
I udało się:)


Pudło dla kilku naszych zawodników – GRATULACJE: Pigmej, Ania, Łukasz, Emilia:)

Wnioski na przyszłość przy biegu gdzie jest jakakolwiek szansa na bieg drugą noc:
- czołówka + 2 zapasy baterii + power bank
- czołówka zamienna na przepak + 2 zapasy baterii
- termos z herbata miętową na przepak – mały termos 0,5 l do plecaka
- zrobić coś ze stopami – ale jeszcze nie wiem co…
- próbować jeść – nawet jak się nie chce…
Generalnie Dalmacija Ultra Trail 2017 – czeka. Trzeba będzie poprawić czas.
Wiedząc jak wygląda trasa i podłoże, można będzie się bardziej przygotować do biegu.
Odzież i akcesoria biegowe ze sklepu NORAFSPORT
Koszulka i spodenki firmy – THONI MARA – doskonale sprawdziły sie podczas biegu nie ocierając i nie przeszkadzając w biegu
#bieganie #biegi #biegigórskie #dalmacijaultratrail
Foto: Jacek Deneka/ Ewelina Kurzeja
I edycja biegów z serii Dalmacija Ultra Trail odbyła się w ostatni weekend 21-23.10.2016.
utworzone przez admin | wrz 7, 2016 | Bez kategorii
Lurbel – to profesjonalna marka odzieży sportowej produkowana w Hiszpani. Marka ta specjalizuje się w produkcji skarpet biegowych, rowerowych, trekingowych…i zdrowotnych.
Dziś otrzymałam 2 pary skarpet kompresyjnych do testów.

Nie czytając parametrów już wiedziałam, że mi się spodobają – tak jestem babą i lubię kombinować z odzieżą, dopasowując sobie w głowie kolory i wzory do posiadanych już ubrań. Pewnie i większość facetów – biegaczy tak robi – ale mało kto się przyznaje.

Więc tak – otrzymałam – otworzyłam pudełko i wiedziałam, że zapałam „biegową sympatią” do tych skarpet.

Pierwsze sprawdzenie materiału – i coraz bardziej mi się one podobają, szczególnie mając na uwadze moje przejścia z odbitymi, odparzonymi poduszkami stopy (te tuż pod palcami). Skarpety te mają grubszą warstwę materiału – co nie oznacza, że cieplejsza nie tylko w okolicy palców – ale właśnie i na stopie pod palcami – na nazywanej przeze mnie „poduszcze”
Wzmocniona też jest stopa. Górna część stopy – tuż nad palcami do okolicy kostki – jest cieńsza. Od okolicy kostki – mamy już kompresję.
To takie moje pierwsze wrażenia po obejrzeniu skarpety.
A producent opisuje je tak:
„Kompresyjne skarpety dla kobiet wysokie do kolan specjalnie zaprojektowane do biegów górskich.
Te skarpety są odpowiednie do użytkowania w wysokich temperaturach. Struktura Bmax chroni stopy przed pęcherzami i otarciami. Ich rozrzedzona gęstość wzmacnia styczność z obuwiem. Kompresyjną część skarpety H5 (12-15 cm nad butem) zaprojektowano dla idealnego dopasowania.
Idealne do użytku nocnego dzięki odblaskowi z tyłu. Polecane: Bieganie
Skład: Pie: 50% Regenactiv · 25% Cool- tech · 17% Poliamide Ion · 8% Lycra Pierna: 70% Fir-tech · 18% Lycra · 12% Poliamide Ion
Waga 63 gr. (Waga dla rozmiaru M)
Bmax cool technology fabric is structured in layers as follow: Pierwsza warstwa: Przędza uformowana z mieszanki wiskozy z dodatkiem chitynowym i poliestrem wielokanałowym. Druga warstwa: Przędza poliamidowa z jonami srebra i elastyną, które składają się na centralną strefę tkaniny, dając jej wysoką adaptowalność i efekt antybakteryjny Trzecia warstwa*: Wzmocnienie przędzą poliamidową w punktach narażonych na tarcie (* tylko w artykułach z warstwą amortyzującą)”

Skarpety dostępne w NORAFSPORT
Damskie fioletowe
Damskie szaro – czerwone
utworzone przez admin | mar 30, 2016 | Bez kategorii
Marzec -2016- 605 km
Marzec – miesiąc najintensywniejszej pracy przed Ultrabalatonem.

Początek marca rozpoczyna długie wybieganie podczas biegu Noraftrail – bieg za dolarami.

Kilka spokojnych i łagodnych dni – i wielkie BUMM…… – 8 mega mocnych dni z codziennym treningiem – lub nawet dwoma.
Te 8 dni – to 290 km. Zaczynając od 36 km – po 2 treningi dziennie po 16 km, 18 i 20.
Gdy otrzymałam plan od trenera – nie sądziłam, że to będzie w ogóle realne.
Bo 8 dni – ciagłego stałego zmęczenia – nie wydawało mi się możliwe do zrealizowania, mimo, iż moje wcześniejsze tygodniowe wybiegania były z reguły w okolicach 100 km i wicej. Nie zaczynałam od zera, a mimo to jakoś ciężko mi było pojąć – jak to zrobię, jak będzie się zachowywał organizm, który przcież nigdy wcześniej nie dostawał takiego masakrycznego obciążenia treningowego, nawet podczas moich wcześniejszych treningów siatkarskich, gdzie 2-3 tygodniowe obozy wydawały mi się „mocne”.
Pierwsze dwa dni z tego „mocnego kopa” zaliczyłam spokojnie – zmęcznie było – ale jak po standardowym wybieganiu. 3-4-5 dzień i nabijanie kilometrów na zmęczonych już nogach w dodatku przy paskudnej pogodzie już dało się we znaki, ale o dziwo nie było źle.
Dobre jedzenie i spora dawka witamin połączona z dużą, a nawet bardzo dużą ilością snu – spowodowały, że te najgorsze 3-4 dni – wytrzymałam. Odczuwałam zmęczenie, ale odczuwałam zmęczenie bardziej po przyjściu z treningu niż pod koniec treningu.
Kręcenie kółek wokół Błoni – no to nie moja bajka – ale dało się.
Na szczęście w czasie tych długich wybiegań nie musiałam się o nic martwić:)
Czesław ( = trener) zadbał, bym martwiła się tylko o bieg i równe tempo.

Więc i picia i batonów nie musiałam brac ze sobą. Te długie wybiegania to były dla nas testy : co mi dobrze się przyswaja podczas biegu, czy woda z miodem lepiej niż ciepła herbata miętowa z miodem, czy może izotonik …. jaki baton smakuje, czy nie jest niedobrze.
Takie niby drobne i mało istatne szczegóły na krótkim biegu, na ultra potrawią decydować tym, czy bieg się ukończy czy jednak nie…. więc testowaliśmy.
Nie przypuszczałąm, że ostatnie dwa dni (gdzie nogi zbite jak kamień nie poruszały się normalnie) – będą dla mnie najfajniejsze i z najlepszym bieganiem. Ponad 200 km w nogach i power…. dziwne uczucie.
Podsumowaniem tych 8 mocnych dni był dzień 10 – (9 dzień – dniem relaksu bez biegania).
Postanowiłam pobiec cross maraton pod Białorusią. Pogoda nienajlepsza – bo było dość chłodno i na ostatnich kilometrach na otwartym polu, wiatr dawał mega czadu – co bardzo spowolniło bieg. Niemniej jednak jakimś cudem moje nogi z kamienia dały radę.
Czas 3:38 i 8 miejsce w open (1 w kobitach) na ok 60 osób – to calkiem fajna pozycja jak na „wykonczony” organizm:):)

Po maratonie jeden dzień przerwy – lżejsze rozbieganie i na kolejny dzień mocne interwały.
MOCNO!!!
Ale się dało – poszło za to dużo maści Harrar i sporo soli do kąpieli.
A do tego – jedna z ważniejszych kwestii – czyli masaż sportowy albo inaczej fizjozmasakrowanie (czytaj – Gosia – uwielbiam Twe ręce i łokcie w moich mięśniach 😉 )
Troszkę jogi (trszokę jednak jej było za mało – i zwykłe rozciąganie nie wystarczało).
Czy te mocne treningi dałabym rade zrobić nie mając swojej firmy a pracująć normalnie po 8-10 godzin w ciągu dnia? Myślę, że nie miała bym na tyle siły, na tyle motywacji by wieczorem po 17-18 wychodzić i klepać 3-4 i więcej godzin biegania i później zajmowac się masażem i solankami.
Moje długie wybieganie realne jest w sumie tylko zrana. I już po kilku miesiącach testów najbardziej realne bez śniadania – czyli po kawie i po szklance wody z miodem.
Spokojnie na tym można zrobić 30-40 km a zaletą tego jest brak problemów żołądkowych w czasie biegu:)

Teraz kilka luźniejszych dni i już w najbliższą niedzielę mocny start w maratonie.
Na szczeście zimowe, wietrzne dni ( mam nadzieję -całkowicie) już za nami i będzie można szaleć w lekkich koszulkach i krótkich spodenkach:)
03.04.2016 – walka o życiówkę 🙂
Norafsport running team rządzi 😉
A:)
utworzone przez admin | lut 15, 2016 | Bez kategorii
Nie lubię krótkich biegów, biegów na których tentno jest tak wysokie, że od startu do mety każdy ruch i wypowiedziane słowo kosztują dużo energii….
Ale półmaraton w Oleszycach i bieg w Strzelcach Opolskich – to dwa wyjątki.
III Półmaraton w Oleszycach – świetnie zorganizowana impreza na terenie lasu, gdzie w większości trasa to asfalt a jedynie niecałe 4 km to droga leśna.
Po ubiegłorocznej edycji, dość szybko zapełniła się lista startowa i kiedy zorientowaliśmy się z Wojtkiem, że trzeba by sprawdzić czy ruszyły zapisy, lista była już zamknięta, a na liście rezerwowej spora liczba osób…ale….;)
Udało nam się przekonać (wyprosić) u organizatorów start i obiecaliśmy, że powalczymy.
Założyłam sobie dwa cele na ten bieg (jako początek sezonu)
– poprawić czas z zeszłego roku
a ten bardziej wyśróbowany (w sumie nie wiedziałąm, czy w ogóle realny) – złamać na tej trasie 1:40h.
Trasa generalnie przyjemna – ale nie całkowicie prosta, więc w to założenia złamania 1:40 nie do końca wierzyłam, do tego w niektórych momentach dośc silnie wiał wiatr, co też lekko spowalniało.
Ostatnio krótsze starty i poranne treningi ( a generalnie w większosći biegam rano) robię bez jedzenia, i od ok 2 miesięcy całkiem dobrze mi się to sprawdza. Dystanse do 20-25 km.
Po przyjeździe z Krakowa do Oleszyc – zrobilismy wodę z miodem…. i półbutelki wiczorem i cały litr z rana. Energia z miodu w zupełności mi wystrcza a nie narażam się na problemy żołądkowe, ale tym razem mała kanapka weszła 😉
Kawka z rana – kanapka i chwila relaksu…. testowanie nowego zegarka, którego nie miałąm okazji wcześniej uruchomic.

Przyjechaliśmy do biura zawodów zaraz po 9 – i po chwili zjawiła się Rzeźnicka ekipa czyli Bronek i Krycha:)
Rozgrzewaka i start. Balon z napisem 1:40 jest – więc szybki plan w głowie, by za nim lecieć – może dam rady. Ale i pana z balonem i wszystkich z tyłu zaskoczył start… więc nie przygotowani wystartowaliśmy za wolno i „balon” zaczął mocno przyspieszać.
Trochę to było za szybkie – więc nie wiedziałąm, czy dam radę tak dłużej biec.
Ale postanowiłam trzymać się :balona” ile dam rady.
na ok 7-8 km „balon” zdecydowanie przyspieszył – więc stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie -że będę trzymała się swojego ustalonego czasu i wtedy jest szansa powalczyć.
9 km – „balon” zwalnia i jestem już obok niego.
Wyprzedza mnie dziewczyna ze swoim „prywatnym zającem” – generalnie siły mam ale nie na tyle by przyspieszyć…ale… jakoś ta jej lekkoś spoowdowała, że postanowiłam pożegnac się z „balonem” i ruszyć za nią do przodu. Po ok 3 km wyprzedziłam ją słyszać od jej „zająca”: CZY ONA PRZYSPIESZA CZY MY ZMĘCZENI JUŻ ZWALNIAMY?
Chyba pierwszy raz w życiu dostałam takiego mega powera na takiej krótkiej trasie.
Do ok 13 km…. tylko ja wyprzedzałam…. nikt mnie nie wziął – co dodawało mi jeszcze większej satysfakcji. :):
18-19 km – tu już czułam, że energię jeszcze mam ale sapię jak stara lokomotywa i ciężko już mi brac głębsze wdechy – a co za tym idzie na mocny finisz nie będzie szans.
Na 20 km – podbiega Wojtek, który był IV w open, tracąc 15 sekund do 3 zawodnika…pech.
Ja też się dowiaduję, że jestem mnie więcej IV lub V….:)
Przez to, że zegarek nie miałam dobrze ustawiony – biegnąc całą trasę nie znałam czasu, a wiedziałam tylko w z jakim czasem lecę na 1 km. Głowa próbowała przeliczać – ale matematyka w takicj chwilach jest bardziej skomplikowana niż wszytsko inne na świecie.
Będąc 1 km przed metą nie wiedziałam jaki jest czas – nie wiedziałam, czy będę łamać 1:40 czy nie…. ale tuż przed metą pojawił się zegar…ana nim 1:38….
Czas brutto wyszedł 1:38:13 czas netto…. 1:38:03… :):):)

Dawno nie byłam tak zadowolona, tak szczęśliwa, że coś w końcu zrobiłam dobrze i nawet lepiej niż planowałam.

I tak jak Wojtech – zajęłam IV miejsce wśród kobiet i pierwsze w kategorii:)
Za rok wracam i walczę o kolejne minuty.

Na koniec współne ognisko.
Warto biegać w Oleszycach – jest rewelacjynie:)
Najnowsze komentarze