Po ostatnich internetowych „krzykach” w kierunku PZLA (Polski Związek lekkiej Atletyki) i po przeczytaniu niezłego materiału (http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=2&code=2755) doszłam do wniosku, że pracownicy PZLA są walnięci.
Ale nie, oni nie są walnięci – to chciwe, żądne kasy palanty, które niszczą to, co inni wypracowują od kilkunastu lat.

W dupie mam ich kartę – nie będę biegać w imprezach masowych.
W dupie mam ich certyfikat na imprezę biegową – jak się dopierdzielą do Noraftrail – zrobimy bieg towarzyski i niech spierdalają!

Nienawidzę takich debili, nienawidzę skurwysyństwa – a tego inaczej się nie da opisać.

Do tej pory myślałam, że takie głupkowate przepisy i zalecenia mogą pojawiać się na Białorusi, czy w Rosji (oni też są nieźli), ale chyba nasze PZLA pobiło wszystkich!!!

Czechy – Słowacja na tym zysjaką – ludzie się zbuntują i będą tam startować w świetnie zorganizowanych biegach – bez głupkowatych obowiązkowych kart.

Nie ma jak zabijać coś co jest dobre, coś w co ludzie się angażują, coś co podoba się młodym – lepiej niech wszyscy siedzą w domu, piją, palą….

Zła jestem…